Pismo Święte

Pismo Święte

niedziela, 28 czerwca 2015

13 niedziela zwykła - cudowny dotyk?



Liturgia Słowa 13 niedzieli zwykłej:

Mdr 1,13-15; 2,23-24 Ps 30 2 Kor 8,7.9.13-15 Mk 5,21-43

            Byliśmy świadkami tego, jak Polski parlament przegłosował rządowy projekt ustawy nt. in vitro. Jak komentuje abp Hoser: „Ustawa o in vitro jest tykającą bombą, krótka wpłynie nie tylko na instrumentalizację ludzkiego życia ale także na trudną do przewiedzenia zmianę ludzkiego genomu. Ustawa ta przede wszystkim doprowadzi do instrumentalnego traktowanie człowieka od samego początku jego istnienia. Jego życie będzie podporządkowane tylko pragnieniom ludzkim a nie przypisanej mu wartości samej w sobie. Jest to niezwykle groźna zapowiedź przyszłego społeczeństwa”. Pamiętajmy w swoich modlitwach o ustanawiających prawo, aby robili to zgodnie z Prawem Bożym i módlmy się o poszanowanie życia w naszej Ojczyźnie.

Słuchając dzisiejszej Liturgii Słowa, Bóg na samym początku mówi do nas: „Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących” (Mdr 1,13) oraz „bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem swej własnej wieczności” (Mdr 2,23). Każdy z nas został stworzony do życia, życia pięknego i Bożego. Bóg nas stworzył, bo każdy z nas jest chciany przez Boga. Nie jest efektem ubocznym. I dalej: „a śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą” (Mdr 2,24). Bóg nie stworzył nam zła – skąd więc tyle go w świecie? Nie wszystko co jest, co się stało można tłumaczyć wolą Boża. Czasami trzeba jasno powiedzieć, że coś jest głupotą ludzką, np. lekarz, który przychodzi pijany do pracy i w wyniku swojego stanu i zaniedbań okalecza człowieka czy kierowca, który pod wpływem różnego rodzaju używek jedzie z nadmierną prędkością i zabija dziecko, które rodzice wysłali do sklepu. To nie jest wola Boża, by ktoś został skrzywdzony lub umarł, ale głupota ludzka. Nie mniej jednak, jeżeli takie coś, zostaje oddane Bogu, to Bóg ze zła może wyprowadzić wiele dobra. Bo taki lekarz może się opamięta i przestanie pić, kierowca może więcej czasu poświęci swoim dzieciom itd.

Bóg jasno nam dziś pokazuje, że życie odnajdujemy w Bogu, w szatanie odnajdujemy śmierć. I może to nie dotykać nas tak jasno i konkretnie tu na ziemi, bo możemy się czuć dobrze, nie narzekając na zdrowie, ale chodzi o nasze życie wieczne. Pokazuje nam to także Ewangelia. Czytamy w niej: „przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi” (Mk 5,22-25a). Te kobiety po prostu umierają. Jair przyszedł, bo jego córka umiera. Kobieta cierpi na upływ krwi. A krew w Starym Testamencie to symbol życia. Obie kobiety umierają. Łączy je jeszcze jeden fakt – liczba 12 lat. To długi okres czasu choroby. Obojętnie jednak od wieku tych kobiet, czy jest się młodym czy starym, Bóg pokazuje nam dzisiaj, że zawsze można do Niego przyjść. Każdy z nas cierpi na jakąś chorobę, nikt z nas nie jest w pełni zdrowy. Dzisiaj patrząc na te kobiety, trzeba zapytać co jest moja chorobą, bo mnie pozbawia pełni życia?

I patrząc na te kobiety można zobaczyć chociażby samotność, samotność pomimo tak wielu ludzi dookoła czy brak nadziei, bo kobieta tak długo się leczyła i nic jej nie pomogło, czy złe relacje w domu, patrząc na młodą dziewczynkę, czy brak troski o swoje zdrowie, można zobaczyć nadopiekuńczość kogoś bliskiego, można zobaczyć różne nałogi i używki. Choć każdy z nas ma jakiś swój osobisty upływ krwi i śmierć przed sobą, to jednak trzeba się przez to przebić i zobaczyć co innego. „On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła” (Mk 5,32). Trzeba zobaczyć pełen miłości wzrok Jezusa, który wszystko może.

Może nas początkowo dziwić zachowanie Jezusa, który pyta: „Kto się dotknął mojego płaszcza? Odpowiedzieli Mu uczniowie: Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto się Mnie dotknął” (Mk 5,30b-31), ale Jezus czyni to z konkretnego powodu. Gdy przychodzi owa kobieta i przyznaje się, On mówi: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!” (Mk 5,34). To nam pokazuje, że Jezus chce pokazać Apostołom nie swoje niezadowolenie z braku ostrożności, ale chce wszystkim pokazać przykład wiary kobiety. Chce dać wszystkim ogromna katechezę, że uleczenia uzyskują ci, którzy są wierzący, którzy chcą być blisko Boga, mimo różnych barier, ale potrafią o to zawalczyć, którzy chcą. My lubimy sobie wiele rzeczy komplikować, również w wierze. Bo niby nie jesteśmy godni, niby za mało wierzący, niby to nie dla nas, niby to jest zbyt emocjonalne albo zbyt nudne. Sami sobie wymyślamy bariery, które oddzielają nas od spotkania z Jezusem. A to ma być proste spotkanie, prosty dotyk, jak dotyk matki swojego dziecka czy dotyk narzeczonych. Prosty i bezpieczny dotyk, pełen zaufania i oddania.

Jezus pokazuje nam dzisiaj, że do każdego z nas chce tak jak do owej kobiety powiedzieć: „Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!” (Mk 5,34) i chce, jak te młodą dziewczynkę „ująć za rękę, rzec: Talitha kum, to znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań!” (por. Mk 5,41). Mimo tego, że jak Jair możemy czuć się w kropce i myśleć, że życie czasami nie ma już sensu. Bóg wychodzi temu wszystkiemu naprzeciw i pomaga nam, wspiera naszą wiarę, trzeba tylko umieć to dostrzec i wyjść ku Niemu, powiedzieć prosto i zwyczajnie: Panie wesprzyj i mnie, wesprzyj i moja wiarę. Każdy z nas staje przed konkretnym wyborem, zatracenia się w pesymizmie wiary i życia, pogrążając się jak te kobiety – płaczki śmierci, albo odnaleźć nadzieję wiary wyznając Ewangelię Życia. Panie, lecz mnie, lecz mnie z moich chorób i prowadź mnie zawsze drogą życia, Twojego życia!

Krótko o drugim czytaniu. Św. Paweł mówi: „Teraz więc niech wasz dostatek przyjdzie z pomocą ich potrzebom, aby ich bogactwo było wam pomocą w waszych niedostatkach i aby nastała równość według tego, co jest napisane: Nie miał za wiele ten, kto miał dużo. Nie miał za mało ten, kto miał niewiele” (2 Kor 8,14-15). Paweł jasno uczy, że każdy z nas powinien czuć się zatroskany o siebie nawzajem. Troska o wzajemnie poświęcany sobie czas, rozmowy, milczenie, o radości i smutki, troska dzielenia się ze sobą wszystkim. A nie ucieczką przed sobą nawzajem i niewygodnymi tematami. Dziś, gdy łatwiej nam zamknąć się w sobie i w swoim pokoju, przed komputerem to Paweł pokazuje, że człowiek powinien spędzać czas ze sobą, bo to go najbardziej człowiek nas ubogaca, buduje i pomaga. Spędzając czas zwłaszcza z rodziną, z przyjaciółmi, ale także ze znajomymi. Prawda jest taka, że nie zawsze wszystko w życiu zrobimy, nie zawsze w życiu będziemy mieć na wszystko czas, ale w życiu liczą się osoby. Osoby, z którymi jesteśmy i na które możemy liczyć. Boże, dawaj nam piękne relacje oraz ucz nas otwartości i spędzania czasu z naszymi bliskimi. A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Błogosławionej niedzieli i czasu zwykłego!

niedziela, 21 czerwca 2015

12 niedziela zwykła - weź Jezusa!



Liturgia Słowa 12 niedzieli zwykłej:

Hi 36,1.8-11 Ps 107 2 Kor 5,14-17 Mk 4,35-41

            Papież Franciszek niedawno ogłosił swoją nową encyklikę: „Laudato si”, tzn. „Błogosławiony bądź”. To encyklika odważna, list – zaproszenie do rozmowy o kształcie świata, naszego jedynego i wspólnego domu, drogowskaz na kilkadziesiąt kolejnych lat. Jest to pierwszy tego rodzaju dokument nt. ekologii, ale jakże potrzebny. Wiara to nie tylko dogmaty, ale też to, jak się realizuje w konkretnych dziedzinach życia. Zapraszam do lektury!

Wraz z Jezusem i z Apostołami znajdujemy się pod koniec dnia. Marek notuje: „Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów” (Mk 4,35a). Znajdujemy się w chwili, gdy Jezus nauczał tłumy w wielkich przypowieściach. Tłum jest nasycony Słowem Jezusa. Teraz jakby zaczyna się etap, gdy Jezus będzie szczególnie swoimi czynami podkreślał to, co głosił. To, co Jezus głosił uczniom, teraz będą musieli sami zaakceptować i przyjąć, aby wraz z Jezusem udać się na drugi brzeg, aby wraz z Jezusem zaświtał dla nich nowy dzień wiary. Panuje noc, a wraz z wodą czy wichrem ukazują one potęgę zła i nieujarzmianych sił natury, które były postrachem Żydów. Po usłyszeniu Słowa Jezusa, każdy człowiek stoi przed propozycją Jezusa: „przeprawmy się na drugą stronę” (Mk 4,35b), tzn. wejścia w to doświadczenie, wejście w trud i ciemność, po to, aby osiągnąć drugi brzeg i świt. Uczniowie podejmują wyzwanie i „zostawili tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim” (Mk 4,36). Widać, że Apostołowie nie są sami, są inni, ale cała akcja będzie skupiona wokół łodzi Jezusa, łodzi do której Apostołowie zabrali Jezusa. Inne bowiem łodzie nagle giną wobec łodzi Jezusa. Apostołowie nie są głupi, biorą ze sobą Jezusa, bo wiedzą, że tylko człowiek głupi i narwany idzie w doświadczenie sam, bez Jezusa…

I co w tym takiego dziwnego? „Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała” (Mk 4,37). Nic dziwnego. Nie dziw się Apostołom i swojemu życiu. Bo skoro Boga zapraszasz do swojej łodzi, to wszystko inne wokół szaleje. Świat i demony, które odrzucają Boga, budzą się i robią raban. Na wiele różnych sposobów może się to dokonywać. Można poczuć, że wiatr jest zupełnie przeciwny – jakieś relacje, które ograniczają przed pójściem dalej, np. rodzinne, przyjacielskie, koleżeński (to takie toksyczne, pozbawiające życia relacje) czy fale, które chcą zatopić – różne nałogi, przyzwyczajenia i skłonności człowieka. I tacy Apostołowie, doświadczeni i wielcy rybacy reagują zaskakująco. „Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” (Mk 4,38b). Po prostu się boją. Człowiek ma w sobie jakiś naturalny lęk życia, boi się śmierci. Także tej duchowej, także tej, gdy trzeba coś zostawić, aby przeżyć. Bo choć to trudne, umieranie w wielu rzeczach, dokonywanie zmian, to Apostołowie uczą, że sami z siebie nie damy rady. Oni panikują, boją się, najlepiej by się wycofali. A uczą, że nie swoją mocą można to wszystko pokonać, lecz trzeba mocą Jezusa. Dlatego dobrze, że zabrali Go ze sobą. A co On takiego robi? „On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu” (Mk 4,38a). Śpi po to, aby się zmierzyć z samym sobą, żeby zobaczyć swoją niemoc, swoje braki, swój strach. Śpi, aby popatrzeć sobie prosto w oczy.

Ale to nie wszystko. Jezus na prośbę uczniów zaraz „wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: Milcz, ucisz się!” (Mk 4,39a). Jezus zupełnie spokojny, panuje nad sytuacją. Jaki tu jest kontrast zachowań – strach i niepokój uczniów; szalejąca nawałnica oraz spokojny i pewny siebie Jezus. Tam gdzie sami nie możemy, On reaguje konkretnie. Greckie pefimoso oznacza nałożyć kaganiec. Jezus zupełnie jako Bóg panuje nad wszystkim. Nie ma niczego takiego, nad czym On by nie zapanował, czemu by nie założył kagańca. On jest Bogiem, jak w księdze Hioba, który: „bramą zamknął morze” (Hi 38,8a). Tradycja żydowska pokazuje, że Bóg panuje nad wiatrem i morzem (Ps 107,29; Jon 1,15). I konsekwencja Jezusowego działania jest to, że: „wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza” (Mk 4,39b). Tam gdzie działa Bóg zawsze pojawia się pokój. Choć Bóg czasami działa różnie, ale zawsze w pokoju. Gdy wielokrotnie myślimy czy to co w naszym życiu się dzieje, czy jest Boże czy nie Boże, to pierwszym kryterium zawsze pozostaje Chrystusowy pokój lub jego brak…

Cała sytuacja doprowadza do konkretnego pytania Jezusa: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” (Mk 4,40) i pytania uczniów „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?” (Mk 4,41). Prawdziwa wiara to zaufanie Temu, który jest w stanie ocalić moje życie, wtedy gdy tonę i umieram. Obojętnie od tego, czy już brakuje nam powietrza pod wodą zła, czy ledwo co się unosimy, obojętnie od tego. Tylko Bóg ocala. Do takiej wiary dziś nas Jezus wzywa. Wiary w której Jezusa zaprosimy do łodzi swojego życia, zaprosimy Go, zmierzymy się z nami samymi i problemami naszego życia, a On w spokoju to pokona, mimo naszego strachu. Ale trzeba Jezusa zaprosić. Zwykłym prostym aktem wiary. W każdą burzę życie, te małą, od jakiejś kłótni i sprzeczki, przez te większe, gdy mamy problemy różnego rodzaju, aż po te największe, gdy jesteśmy zagubieni i skołowani. Nie mamy co wstydzić się swojej łodzi, czy jest dziurawa i tonie, czy jest piękna jak Titanic, czy zwykła: szara i mała. Bóg chce wejść to naszej łodzi, obojętnie od jej stanu. Bóg czeka na brzegu, aby z nami popłynąć dalej. Czeka na zaproszenie. Boże, wchodź do każdej mojej łodzi! Wchodź i płyń ze mną!

Krótko o tym, co uczy nas dziś św. Paweł. „za wszystkich umarł /Chrystus/ po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał” (2 Kor 5,15). Paweł przypomina, że Chrystus umierając za każdego z nas przeznaczył nas do życia, a nie do śmierci. Do życia już nie dla siebie w egoizmie, ale do życia w pełni miłości, życia dla Jezusa. Nasze życie, wszystkie plany i decyzje powinny być przez ludzi wierzących jasno określane na Jezusa. Wszystko robiąc, szukając Jego woli, bo „to, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17b). Po Chrzcie jesteśmy nowymi ludźmi. Nowymi, dla których podstawowym charyzmatem jest miłość. „Miłość Chrystusa przynagla nas” (2 Kor 5,14a) do pokonywania siebie, do pozostawiania siebie, a chodzenia dalej. Do większej modlitwy, spełniania uczynków miłosierdzia, wierności małżeńskiej i przyjacielskiej, do radości życia i optymizmu, do pomocy drugiemu człowiekowi itd. Panie, wlewaj w nas miłość na Twój wzór! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Błogosławionej niedzieli i czasu zwykłego!

niedziela, 14 czerwca 2015

11 niedziela zwykła: pragnienie szczęścia?



Liturgia Słowa 11 niedzieli zwykłej:

Ez 17,22-24 Ps 92 2 Kor 5,6-10 Mk 4,26-34

            Wiele razy słyszymy o Polskich misjonarzach pracujących w różnych częściach świata, głoszących dobrą nowinę. Tacy misjonarze często pracują w różnych warunkach, czasami dość ubogich trudnych. Z racji tego, że Kościół ze swej natury jest misyjny, a nie każdy może na misje pojechać, to jednak każdy może się w misje włączyć w sposób modlitewny – adoptując jednego misjonarza, modląc się za niego codziennie dziesiątkiem różańca. Wystarczy tylko wybrać sobie jednego na stronie swojej diecezji i się modlić! To tak niewiele, a jednak ogromnie pomocne.

Przez usta proroka Ezechiela, Pan dzisiaj wykazuje wielkie zaufanie do każdego z nas. Mówi: „Ja także wezmę wierzchołek z wysokiego cedru i zasadzę, z najwyższych jego pędów ułamię gałązkę i zasadzę ją na górze wyniosłej i wysokiej (…) Ona wypuści gałązki i wyda owoc i stanie się cedrem wspaniałym” (Ez 17,22-23a). I choć najpierw te słowa odnoszą się do Jezusa, tego, który zawisł na drzewie krzyża, dając życie nam wszystkim, stając się dla nas miejscem azylu i wolności, gdzie każdy strapiony może przyjść i odczuć Jego wytchnienie, to jednak te słowa są także obwieszczeniem przez Boga ogromnego zaufania do nas. Bóg chce na Tobie i na mnie budować swoje schronienie dla ludzi, chce abyśmy to my dawali ludziom życie, nadzieję, wiarę. Bo chrześcijaństwo to dawanie z siebie, nie tylko materialne. Chrześcijaństwo to dawanie życia. Dlaczego? Bo w nas tętni życie, nie nasze, ale życie Boże. Każdy z nas ma w sercu Jezusa, prawdziwego i żywego. Jezusa, który umarł i zmartwychwstał dla nas. Jezusa, który zagina wszystko, po to, abyśmy my mieli wszystko. Wielu ludzi dzisiaj żyje tak, jakby życia nie miało w sobie, mając wiele różnych problemów – cielesnych, psychicznych, kulturowych, relacyjnych. I to w nas powinni oni zobaczyć to życie Boga.

Psalmista dopowiada: „Sprawiedliwy zakwitnie jak palma, rozrośnie się jak cedr na Libanie. Zasadzeni w domu Pańskim rozkwitną na dziedzińcach naszego Boga. Nawet i w starości wydadzą owoc, zawsze pełni życiodajnych soków” (Ps 92). To wezwanie Boga jest aktualne dla każdego obojętnie od wieku i stanu życia: młodego, średniego, dorosłego, starszego, czy jest się mężem czy żoną, księdzem, czy osobą starszą, czy studentem czy uczniem. Bóg wzywa mnie i Ciebie. I co więcej, On to obiecuje. A to co Bóg obiecuje to spełnia. On dziś mówi: „Ja, Pan, rzekłem i to uczynię” (Ez 17,24). I możesz każdy w swoim życiu nie rozumieć różnych wydarzeń z życia, bo może coś nam się nie układać, bo coś nie dostaliśmy, albo dostaliśmy coś innego i nie rozumiemy. Nie chodzi w wierze jednak o to, żeby wszystko rozumieć od razu, teraz. Bóg daje czasami zrozumienie po latach, daje gdy jesteśmy gotowi do tego, aby Jego rozwiązanie przyjąć.

Bóg pragnie naszego szczęścia. Czasami do niego dochodzi się po trudach. Bóg prosi, abyś potrafił zaryzykować, abyś się nie odwracał, ale szedł do przodu, abyś zaufał Bogu i przyjaciołom, abyś poszedł przed siebie z Nim. Szczęście i jego poszukiwania otwierają nas na możliwość zranień, na rany i cierpienie, ale Bóg jest tym, jak mówi psalmista: „On Opoką moją i nie ma w Nim nieprawości” (Ps 92). Bóg nie chce Cię oszukać. Serio! On nie jest jak deweloper, który dodaje ukryte ceny, czy zmienia warunki kontraktu. On nie robi ludzi w balona i nie ogląda tego na powtórkach, żeby poprawić sobie humor czy zwyczajnie się pośmiać. Bóg pragnie dać Ci coś więcej, lepiej. Pytanie pozostaje tylko jedno, czy Ty Jemu zaufasz? Czy Ty za Nim pójdziesz i wytrwasz?

Dlatego zasadne pozostają słowa św. Pawła: „Dlatego też staramy się Jemu podobać czy to gdy z Nim, czy gdy z daleka od Niego jesteśmy” (2 Kor 5,9). Nasze zaufanie względem Boga objawia się dość konkretnie, a mianowicie w wierze i uczynkach płynących z wiary. Bo życie jest jakie jest i cały czas w życiu podejmujemy różnego rodzaju decyzje, podejmujemy różne działania i rozmowy, mamy różne myśli itp. I za to wszystko zgodnie z tym co mówi św. Paweł czeka nas osąd Boży. „Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre” (2 Kor 5,10). Za dobro czeka nas dobro, za zło czeka nas zło. I to jest tak normalnie – skoro w życiu pełnimy dobro lub zło, ono w jakiś sposób i stopniu będzie do nas wracać. Za zło mamy szanse odpokutować i to lepiej tu na ziemi. Mamy spowiedź, gdzie dostępujemy miłosierdzia, warto korzystać, bo jak przypomniał pp. Franciszek: Bóg nie męczy się przebaczaniem. Panie, wlewaj w moje serce pragnienie szczęścia i nieba, nie przyziemnego i niskich lotów, ale wielkiego formatu, pragnienie Boskiego szczęście i Boskiego nieba!

Kilka słów o Ewangelii. Same w sobie przypowieści Jezusa są wymowne. Jezus nauczając o Królestwie Niebieskim porównuje je do małych rzeczy: nasion i ziaren. Dlaczego akurat do tak małych, niemalże niewidocznych? Bo dobro potrafić być małe, dobro potrafi się rozwinąć, dobro potrafi poczekać w przeciwieństwie do zła. Zło chce już, teraz, bez przerwy, a dobro jest spokojne. Tak działa Bóg, powoli i spokojnie. I czasami jak w sercu każdy z nas się zastanawia czy to co robi jest Boże czy nie, to warto popatrzeć na swoje uczucia towarzyszące nam. Jezus: „W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli [ją] rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich” (Mk 4,33-34a). Nauczanie Jezusa jest proste, Jezus stara się abyśmy wszystko zrozumieli. Ale jeżeli nie rozumiemy to znak, że Jezus zaprasza nas też do innej relacji, bo „osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom” (Mk 4,34b). Zaprasza, aby być Jego bliskim uczniem, uczniem, który słucha Jezusa całym sercem. Dlatego ilekroć czegoś nie rozumiemy w swoim życiu trzeba przychodzić do Jezusa, Tego, który wszystko wie, a On nam to wszystko wyjaśni. Odpowiedzią na wszystkie pytania jest Jezus. Panie, bądź uwielbiony! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Błogosławionej niedzieli i czasu zwykłego!

Jeżeli chcesz, przeczytaj komentarz sprzed 3 lat: