Pismo Święte

Pismo Święte

niedziela, 28 grudnia 2014

Niedzial Świętej Rodziny - w rodzinie dzisiaj?


Liturgia Słowa Niedzieli Świętej Rodziny:
Syr 3,2-6.12-14 Ps 128 Kol 2,12-21 Łk 2,22-40

                Wybitnym teologiem to nie jestem, w sumie to nawet teologiem… Poniższe słowa (bo rozważaniem trudno  to nazwać) to moje przemyślenia na temat dzisiejszego Słowa. W głowie może pojawiać się znane powiedzenie : ,,Święta, święta i po świętach”…   Myśląc tak można wpaść w pewne przygnębienie. Jednak cały czas trwamy w oktawie Bożego Narodzenia, więc dalej pochylamy się nad tajemnicą Wcielenia Syna Bożego. Kościół w dzisiejszym dniu proponuje nam spojrzeć na to z nieco innej strony… Przez pryzmat rodziny. Dzisiejsza niedziela to niedziela Świętej Rodziny. Patrząc na Jezusa, Maryję i Józefa nie sposób nie pomyśleć o swojej własnej rodzinie. Wartości, która dla wielu ludzi jest najcenniejsza. Mojej rodzinie brakuje dużo do świętości, przypuszczam, że nie tylko mojej. Słowo nie tylko pokazuje ideał rodziny, ale także pokazuje jak dążyć do jej świętości; co można próbować w niej zmienić (nie tyle co w członkach swojej rodziny , co w sobie samym).
               
Pierwsze czytanie z Mądrości Syracha mówi o obowiązkach dzieci względem rodziców. Cóż tu dużo mówić, każdego w mniejszym czy większym stopniu to dotyczy. Trzeba stanąć w prawdzie: jaki jestem w stosunku do swoich rodziców. Warto się zastanowić czy nie gardzę swoimi rodzicami zwłaszcza jak już są schorowani, czy nie ociągam się z pomocą, czy spędzam z nimi czas, czy jestem im posłuszny.  A Słowo mówi wyraźnie;  ,,Kto czci ojca, radość mieć będzie z dzieci, a w czasie modlitwy będzie wysłuchany”, a w innymi miejscu Pisma: „Czcij swego ojca i swoją matkę jak ci nakazał Pan, Bóg Twój, abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło na ziemi, którą Ci daje Pan Bóg Twój” (Pwt 5,16). Pan Bóg obiecuje błogosławieństwo za szacunek i miłość do rodziców. Co jeśli jednak mimo szczerych chęci trudno mi szanować  swoich rodziców bo widzę ich błędy, grzechy czy nawet brak zainteresowania moim wychowaniem? Z pomocą nam biegnie św. Paweł. W trzecim rozdziale listu do Kolosan nie tylko odpowiada na wcześniejsze pytania, ale także pokazuje klucz do świętości rodziny, którym jest wzajemna miłość.

Objawia się w ona w wielu rzeczach: dobroć, pokora, cierpliwość, znoszenie jedni drugich, wybaczanie sobie nawzajem, wdzięczność… (por. Kol 3,12-21) Rodzina to okazja do tego, żeby kochać, żeby nie oczekując nic w zamian, oddawać siebie drugiemu. Miłość w rodzinie to nie tyle słowa, a konkrety! Bo to mama, która wraca zmęczona z pracy, a mimo tego gotuje obiad i siada do lekcji z dzieckiem. Miłość to pokorne udzielenie pomocy siostrze pomimo zmęczenia, to nawet coś tak prostego jak ganianie z odkurzaczem po całym domu. Miłość to cierpliwe wybaczanie sobie wciąż tego samego, zaciskanie zębów tłumacząc bratu wciąż to samo zadanie z matematyki, ale też braterskie upomnienie(z całą mądrością nauczajcie i napominajcie siebie). Słowo to pokazuje mi, że łatwo pogardzić tą miłością. Bardzo łatwo zranić kogoś z rodziny. Dużo łatwiej mi jest wypalić coś raniącego. Dlaczego tak jest? Bo wiem, że oni nie przestaną mnie kochać, bo to ludzie mi najbliżsi, którzy się o mnie troszczą. Mało tego to jak będziemy traktować siebie nawzajem w rodzinie to i tak będziemy traktować własnych przyjaciół czy znajomych bo ta miłość rodzinna wylewa się na innych…

Drugie czytanie pokazuje też jak ważna jest miłość między małżonkami, wzajemny szacunek i pokój, który przelewa się na dzieci (Kol 3,18-19). Niedawno w Domu Pomocy Społecznej widziałam małżeństwo – mąż, który z wielką troską opiekował się swoją żoną , mówił do niej a ona mu nie odpowiadała ponieważ była sparaliżowana, a on woził ją wózkiem i od czasu do czasu,  wycierał jej ślinę kapiącą z ust. To jest miłość. Święte małżeństwa i rodziny są wokół nas! Potrzeba brać z nich przykład.  Panie, dziękuję Ci za świadectwa rodzin, za ich wzajemną miłość, za rodziców, którzy wychowują święte dzieci, świętych wychowawców, świętych kapłanów…

                W sercu mam jeszcze jedną myśl. No dobra, w sumie dwie - dotyczą one Ewangelii. Rodzice Jezusa przynoszą Go do świątyni bo tak nakazywało Prawo. Maryja oddaje Bogu swoje jedyne dziecko.  Dla tej rodziny to Bóg jest najważniejszy. Często rodzicie traktują swoje dzieci jakby były najważniejsze, a Maryja z Józefem jasno pokazują nam: Nie, to nie jest nasze dziecko, ono należy do Pana Boga, tak samo jak my. By i w naszych rodzinach Pan Bóg był na pierwszym miejscu! Bo błogosławiony każdy, kto się boi Pana, kto chodzi Jego drogami. (Ps 128,1). Druga myśl to takie pragnienie - byśmy poznali przychodzącego Boga… Żydzi tyle lat czekali na Mesjasza, studiowali Pisma… Wszystko było przygotowane na Jego przyjście, a jak przyszło co do czego to poznali Go Symeon i  prorokini Anna…  Nawet Maryja z Józefem „dziwili się Temu co o Nim mówiono”. Pan Bóg objawia swą tajemnicę poprzez rodzinę. Pokazuje Swoją przeogromną miłość umieszczając Swojego Syna w rodzinie, dając Go do wychowania Maryi i Józefowi. Bóg pokazuje jak rodzina jest ważna, i jak ważna jest jej świętość.  Warto zauważyć przychodzącego Jezusa w swojej rodzinie, w swojej mamie, tacie, denerwującym bracie. Tak łatwo można nie zauważyć Jezusa w swoim domu… A On pierwsze objawił się w Rodzinie! Tam Go można spotkać.

Zachęcam do zadbania o świętość swojej rodziny. Jakiś konkret (bo miłość jest konkretna). Dla mnie to powzięcie kroku – umilknij i wsłuchaj się w potrzeby mamy, taty, rodzeństwa i zauważ w nich Jezusa, który przychodzi. Obym Go poznała i uwielbiła w mojej rodzinie, by był zawsze na pierwszym miejscu. Życzę wam i sobie, aby nasze rodziny były święte. By były żywym odbiciem Świętej Rodziny, by była w nich Miłość. Aby można było powiedzieć, że w sercach naszych bliskich panuje Chrystusowy pokój, a Słowo Chrystusa w nich przebywa (por. Kol 3,15-16).

Dobrej niedzieli i oktawy Bożego Narodzenia!

Autorem dzisiejszych rozważań jest moja świecka przyjaciółka A., wieloletnia animatorka Ruchu Światło Życie! Dziękujemy!

sobota, 20 grudnia 2014

4 niedziela Adwentu - tsunami wiary…


Liturgia Słowa 4 niedzieli Adwentu:

2 Sm 7,1-5.8b-12.14a Ps 89 Rz 16,25-27 Łk 1,26-38
           
Kończy nam się Adwent, prawie tak szybko, jak się zaczął. Pali się już 4 świeca adwentowa. Czy jesteśmy odpowiednio przygotowani? W poprzednią niedzielę wspominaliśmy św. Jana od Krzyża, doktora Kościoła i świętego odnowiciela zakonu Karmelitów. Myślę, że jako patron naszego oczekiwania na Pana, uczy nas w Adwencie przede wszystkim: wierności wobec Boga pomimo trudności. Sam wielokrotnie był poniżany przez swoich współbraci, a wiernie trwał przy Bogu. Papież Franciszek przypomniał, że: „Wartości chrześcijańskie stały się natchnieniem dla kultury, literatury, muzyki i sztuki waszych ziem. Dziś nadal wartości te stanowią cenne dziedzictwo, które należy zachować i przekazać przyszłym pokoleniom. Wzywają ludzi naszych czasów, by odkrywali na nowo piękno prostoty, wzajemnego dzielenia się i solidarności. Są zachętą do jedności, zgody i pokoju. Są wezwaniem, by w naszym życiu osobistym i społecznym robić miejsce Bogu”.

Każdy z nas wyczuwa zbliżający się klimat świąt Bożego Narodzenia. Słuchając Bożego Słowa, zaczynamy od historii króla Dawida, największego z królów żydowskich, który pomimo swoich grzechów, stał się ikoną króla i oczekiwanego Mesjasza. Był on w szczególnej zażyłości z Bogiem. Wiedział ile Bogu zawdzięcza, o czym, jak echo brzmi dzisiaj: „Zabrałem cię z pastwiska spośród owiec, abyś był władcą nad ludem moim, nad Izraelem. I byłem z tobą wszędzie, dokąd się udałeś, wytraciłem przed tobą wszystkich twoich nieprzyjaciół. Dam ci sławę największych ludzi na ziemi” (2 Sm 7,8b-9). Bóg wiele zrobił dla Dawida: zaufał mu, obdarzył godnością i władzą. Dawid ma tego świadomość i sam ma wielkie pragnienie. Często modlił się dzisiejszym psalmem: „Na wieki będę sławił łaski Pana, moimi ustami będę głosił Twą wierność przez wszystkie pokolenia. Albowiem powiedziałeś: „Na wieki ugruntowana jest łaska”, utrwaliłeś swą wierność w niebiosach” (Ps 89). I mówi dzisiaj do Boga: „spójrz, ja mieszkam w pałacu cedrowym, a Arka Boża mieszka w namiocie” (2 Sm 7,2). Dawid ma pragnienie uczynienia czegoś dla Boga. Chce on dać Bogu to, co najlepsze. Nie godzi się z tym, że sam ma tak piękny pałac, a Bóg ma mizerny namiot. Jego pragnienie spotyka się z pytaniem i zarazem pragnieniem Boga: „Czy ty zbudujesz Mi dom na mieszkanie?” (2 Sm 7,5b). Pragnienie Boga spotyka się z pragnieniem człowieka. Bóg chce być jeszcze bliżej człowieka. I potrzeba w naszym życiu mieć te wielkie i małe, ale piękne pragnienia, bo z Bogiem. Jak rozmawiam z moją znajomą, to czasami śmiejemy się: oby się załapać na ostatnią ławkę w czyśćcu. Ale doszliśmy do wniosku, że nie będziemy minimalistami, ale maksymalistami – bycia z Bogiem. Pragnienie Nieba! I dzisiaj Bóg pyta – czy masz takie wielkie pragnienia dla Mnie, zwłaszcza pragnienie bycia ze Mną? Bóg chciał domu, bo bardziej niż namiot kojarzy się z bezpieczeństwem, które nam daje. Bóg chciał pokazać, że z Nim dopiero czujemy się, jak w domu…

Z rodem Dawida Bóg związał się w sposób szczególny, gdyż obiecał: „wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem” (2 Sm 7,12.14). Jak wiemy, Jezus, który przyszedł na ziemię pochodził z rodu Dawida. Czytając Jego rodowód (Mt 1,1-16) można zauważyć, że na Jezusie się on kończy. Jezus nie miał potomstwa. Ale patrząc na rodowód przez pryzmat sceny pod krzyżem (J 19,25-27), możemy zauważyć, że każdy z nas jest bratem Jezusa, synem Maryi i jakby kontynuuje rodowód. Bóg w tak szczególną relację chce wejść z nami, gdyż stajemy się Jego synami, przez Syna – Jezusa. I to, jak mówi dzisiaj św. Paweł: „zgodnie z objawioną tajemnicą, dla dawnych wieków ukrytą, teraz jednak ujawnioną, (…) wszystkim narodom obwieszczoną” (Rz 16,25-26) jest dla nas radosna nowina! To jest tajemnica, dziś jawna, że w Kościele stajemy się na nowo Jego dziećmi. Tylko Bóg mógł wymyślić coś takiego po sytuacji grzechu pierworodnego (Rdz 3). Dlatego Paweł mówi: „Bogu, który jedynie jest mądry (…) niech będzie chwała na wieki wieków” (Rz 16,27).

Celem objawienia tej tajemnicy jest: „skłonienie do posłuszeństwa wierze” (Rz 16,26). Najlepiej się ono okaże, gdy Bóg zamieszka w najlepszym domu. Bóg się wymyka budynkom, ścianom i murom, nie może usiedzieć na miejscu. Jest wszędzie. Ale najlepszym miejscem, gdzie chce mieszkać jesteśmy my sami. Św. Paweł uczy: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga” (1 Kor 3,16). Bóg chce mieszkać w nas, chce, abyśmy my cali byli dla Niego domami… Tak samo przyszedł Bóg do Maryi. I mówi do niej: „nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego” (Łk 1,30-32a). Bóg chce zamieszkać w Maryi. I wpatrując się w tę scenę, Bóg prosi, aby zamieszkać we mnie, abym dla świata rodził Jezusa, Syna Boga, ale decyzja należy do nas... Panie, zapraszam Cię do mojego serca, mojego życia, w każdą chwilę i sytuację. Z Tobą życie wygląda inaczej, dlatego przyjdź i bądź we mnie!

Piękna jest Ewangelia. Początek jej pokazuje nam, że dzieje się coś nadzwyczajnego w historii. Czytamy w pierwszych słowach: „W szóstym miesiącu posłał Bóg” (Łk 1,26). Ten szósty dzień w Księdze Rodzaju jest dniem stworzenia człowieka. Nawiązując do tego Łukasz pokazuje, ze tutaj przychodzi Nowy człowiek. I dalej: „do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja” (Łk 1,26-27). Nie wiemy, co Maryja robiła. Czy była w domu czy w synagodze, czy chodziła po ogrodzie czy pracowała. Można pomyśleć, że Bóg przychodzi po cichu, w prostocie. I kieruje słowa: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, <błogosławiona jesteś między niewiastami>” (Łk 1,28). W grece występuje tutaj zwrot chaire, który tłumaczy się, jako radość. Powodów jest wiele, zwłaszcza jeden – Bóg przychodzi na ziemię, rozpoczyna się czas Mesjasza, w których dalej my żyjemy. Maryja ma szczególną relację z Bogiem, jest szczególnie obdarzona łaską (greckie charis). Radość i łaska mają wspólny grecki rdzeń (char) i pokazuje to, że są ze sobą szczególnie związane. Nie można być radosnym bez Bożej łaski, ani żyć łaską bez radości. Dlatego wolanie Franciszka o radość wiary chrześcijan, jest aktualne.

Łukasz opisuje, że Maryja: „zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie” (Łk 1,29). Greckie dietarachthe oznacza zmieszanie, wzburzenie jak przy trzęsieniu ziemi oraz dialogidzeto znaczy rozmyślać, rozważać uważnie. Maryja dokonuje tego w ciszy. Powód jest jasny – Ona nie była jeszcze w pełni małżonką, a będąc w ciąży groziła jej śmierć (zob. Pwt 22,14.21). Ale trwa przy Bogu, rozmyśla. Gdy są problemy, gdy coś mąci nasz pokój, to Bóg pokazuje dziś w Maryi, żeby z Nim to rozwiązywać. Maryja te chwile poświęca na modlitwę, na słuchanie Boga. Z tej perspektywy modlitwy i kolan, problemy wyglądają inaczej, mniej strasznie, gdyż w nie zaprasza się Boga. I stawia pytanie: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” (Łk 1,34). Maryja ma wątpliwości, ale wierzy Bogu. Ona wie, że Bóg dokonuje wielkich dzieł w historii człowieka i teraz dokonuje kolejnego. Wobec tej tajemnicy Maryja odpowiada: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!” (Łk 1,38). Greckie określenie dulos oznacza sługę, ale często określa wielkie ikony wiary, jak Abraham, Mojżesz czy Dawid. Ostatnie słowa odczytać można w perspektywie duchowej autobiografii Maryi, która uczy, że bycie sługą Boga owocuje! Często pomijane są słowa: „Wtedy odszedł od Niej anioł” (Łk 1,38). Maryja zawierzyła Bogu wcześniej, a teraz przychodzi na Nią test, zostaje sama. Nie ma nikogo. Jest modlitwa i prośba o zrozumienie wszystkiego. I pozostaje Bogu wierna. Maryja uczy dzisiaj zawierzenia, że Bóg chce mojego dobra, jak najlepiej dla mnie, choć czasami to kosztuje i jest trudno. Panie, proszę, dodawaj i mi łaski, abym był Twoim pokornym sługą! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Otwartości serca i gotowości na spotkanie z Panem na czasu Adwentu! +

sobota, 13 grudnia 2014

3 niedziela Adwnetu - BOOM! Boża eksplozja radości!


Liturgia Słowa 3 niedzieli Adwentu:

Iz 61,1-2a.10-11 Łk 1,46-54 1 Tes 5,16-24 J 1,6-8.19-28

           
Ostatnio wspominaliśmy w Kościele św. Łucje (jej imię z j. łacińskiego oznacza światło). To niezwykła święta, którą za wiarę w Jezusa początkowo skazano na prace w domu publicznym, później spalenie. W końcu wyłupano jej oczy i zabito. Działo się to na przełomie III i IV w. Święta Łucja uczy nas czystego, Bożego patrzenia na rzeczywistość oraz wierności Bogu, mimo różnych zagrożeń. W Kościele w czasie Adwentu nie wspominamy wielu świętych. Tym bardziej stają się one dla nas szczególnymi przewodnikami i mistrzami: jak Maryja czy Jan Chrzciciel, także św. Łucja wspiera nas w oczekiwaniu na nadejście Pana! Papież Franciszek zaapelował ostatnio o nasze modlitwy za przyszłoroczny Synod nt. Rodziny. Pamiętajmy o tej intencji, gdyż rodzina jest szczególnie ważna dla chrześcijan. Zdrowe rodziny będą bowiem budować zdrowe społeczeństwo!

Słowo, które kieruje do nas dzisiaj Bóg w Liturgii od początku mówią o radości. Już na początku słyszymy proroka Izajasza: „Ogromnie się weselę w Panu, dusza moja raduje się w Bogu moim” (Iz 61,10) i św. Pawła: „Zawsze się radujcie” (1 Tes 5,16a). Radość! Wskazuje na to także kolor dzisiejszej Liturgii – róż. Już sam widok wywołuje na wielu twarzach radość. Z czego jednak powinna ona płynąć? Radość to nie tylko uśmiechy, ale wewnętrzna postawa, której źródłem jest szczególna łaska czy obecność. Dzisiejsza radość jest związana z nadzieją. Bóg mówi: „aby obwieszczać rok łaski Pańskiej (…) bo mnie przyodział w szaty zbawienia” (Iz 61,2a.10). Bóg oferuje swoją amnestię od zła i skutków grzechu każdemu. Oferuje nawet więcej – zamiast łachman grzechu, proponuje dziś nową godność (szata oznacza godność człowieka). Ta szata to godność osób zbawionych. Dzisiaj, dla nas jest nadzieja bliskości Boga. Nadzieja odkupienia! Nadzieja życia wiecznego, pełnego szczęścia. Czy to nie jest powód do radości?

Maryja doskonale wiedziała ile Bóg daje człowiekowi, co dla człowieka robi. Dlatego, pod wpływem Ducha Świętego wyśpiewuje pieśń uwielbienia – Magnificat. To dzisiejszy psalm, z którego rozbrzmiewa: „Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim. Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, święte jest imię Jego. A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie” (Łk 1,46-47.49-50a). Maryja wyśpiewuje swoją wiarę, radość, uwielbienie, pomimo ogromnego trudu, bycia Matką Boga mimo braku małżeństwa. To pieśń za wielkie dzieła dokonane w życiu Maryi, w życiu Narodu Wybranego. Ciekawe jakby wyglądał nasz Magnificat, nasza pieśń uwielbienia. Czy mielibyśmy, co napisać, za co podziękować? A powodów jest mnóstwo… Do tego potrzeba zdrowych oczu, wrażliwego serca i sumienia. Paweł mówi: „W każdym położeniu dziękujcie” (1 Tes 5,18a). Za wszystko, tzn. za piękne łaski, ale i te trudne, które nasz kosztują i uszlachetniają. To, co rodzi się w trudnościach zawsze jest piękne. Wiara Pawła rodziła się na pustyni, w odosobnieniu, podczas wędrówek i batów, ale i miłych spotkań i modlitw. W życiu nic nie jest przypadkowe. Bóg przez różne okoliczności: brak pieniędzy na życie, tragedie życiowe, studia, relacje czy nasze egoistyczne zachowania może wejść w niezwykłą relacje z nami. Bóg może ze zła wyprowadzić dobro, tylko trzeba Mu to oddać, zaprosić w to zło Boga. Piotr poucza: „Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń” (1 P 1,6). Czemu nie mogą być to tylko łatwe i przyjemne warunki? By przełamać naszą wiarę w zmysły, emocje i rozum, a wejść w wiarę. A to jest świadome postanowienie, że nie mogę tego zobaczyć czy dotknąć.

Do tego jest także Adwent. Tylko jak my go przeżywamy – oczekiwanie na przyjście Pana i dostrzeganie Jego obecności? Mamy masy ludzi w galeriach i sklepach, a w Kościołach garstka. Dziś wielu ludzi nie czeka na Jezusa, Zbawiciela, ale na obniżki cen w sklepach i wyprzedaże, by kupić prezenty. Te postawę określa Jan Chrzciciel w Ewangelii: „Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie” (J 1,26b). Dzisiejszy świat nie chce znać Boga, jest ślepy duchowo. Oni chcą tylko o Nim coś wiedzieć, a nie poznać Go głęboko. Wiara może być tylko tradycyjna, może brakować spotkania z Bogiem… Świat nie zna, bo nie chce znać, bo zbyt patrzy w siebie: w swoje złudne możliwości i potęgę. A czy tak nie ma? Jest – zanim pójdę do Kościoła czy poczytam Pismo Święte, zanim pójdę do spowiedzi czy pomodlę się indywidualnie, to muszę zrobić zakupy, posurfować na Internecie, zobaczyć na Facebook, powysyłać maile, przygotować jutrzejszy dzień. I tak czas ucieka, dopada nas zmęczenie i tak mija dzień za dniem, dzień bez Boga, albo Boga, któremu dajemy same ochłapy… Boże, przepraszam, że czasami nie jestem z Tobą, że czasami Cię pomijam, a zajmuje się niepotrzebnymi rzeczami i sprawami. Zapraszam Cię w moje życie, byś w nim robił wielkie rzeczy!

I jeszcze krótko o Ewangelii. Jej początek jest z Prologu Ewangelii, tzw. Hymnie o Słowie. Czytamy w nim: „Pojawił się człowiek posłany przez Boga - Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego” (J 1,6-7) i „Takie jest świadectwo Jana” (J 1,19a). Użyto tu czasownika jest, tzn. że ono ciągle jest żywe. Jan daje świadectwo nam, bo w Liturgii jego głos dochodzi do nas dzisiaj. Widzimy Jana, który działa „w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie udzielał chrztu” (J 1,28). Betania z hebrajskiego oznacza dom ucisku i nędzy. Ukazuje to warunki działalności i kondycje człowieka, tak upadłą i niską. Przychodzą i pytają go wprost: „Kto ty jesteś?” (J 1,19). Pytają o cel jego misji. Pochodzenie dobrze znali, sam Jan był z rodu kapłańskiego (por. Łk 1,5-25). Jan „wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: Ja nie jestem Mesjaszem” (J 1,20). Greckie homologeo, oznacza uroczystą deklarację, jakby wyznania wiary. Jan nie przywłaszcza sobie tytułu Jezusa, a to w takich sytuacjach wymaga ogromnej, prawdziwej pokory. Jest on w szczególnej relacji z Jezusem, mimo swojej odrębności i swoistości misji.

Świadkiem (gr. martys) jest ten, który widział i słyszał. Bowiem świadectwo to osobiste doświadczenie, które w postaci opowiadania przekazywane jest innym. Jan świadczy słowem i czynem. Wiele tekstów pokazuje Jana, jako ascetę czy radykała. Jest wierny prawdzie i nie pomija trudnych spraw, dlatego woła o nawrócenie: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską” (J 1,23). Jezus jest Słowem, Jan głosem. Jan niesie Słowo,  Bez głosu Słowo nie może się objawić, zaś głos nie niosący Słowa staje się dźwiękiem pozbawionym sensu, traci rację bytu. Określa też sam siebie: „który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała” (J 1,27). Greckie bastadzo, to nosić, zdejmować. Jan się uniża. Nie widzi w sobie nawet kogoś mniejszego od niewolnika. Św. Paweł to zrozumiał, dlatego pisze: „Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła, (…) aby nienaruszony duch wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1 Tes 5,22-23). Łatwo dzisiaj wejść w dwuznaczności, w pozorne dobro, które jest złem. Zło się dobrze maskuje. Łatwo mu nas wykiwać. Bóg nas zna, wie jacy jesteśmy. Św. Jan był autentyczny, św. Paweł też. Na końcu życia Bóg zapyta mnie, nie o to, czego nie byłem Janem czy Pawłem, ale o to, dlaczego nie byłem sobą… Panie, proszę udzielaj mi odwagi i łaskę autentycznej wiary w codzienności. A przy tym pokory, aby nie zagubić Ciebie! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Otwartości serca i gotowości na spotkanie z Panem na czasu Adwentu! +