Pismo Święte

Pismo Święte

sobota, 26 maja 2012

8 niedziela Wielkanocy, Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, Duch Święty – obietnica i dar Ojca, prowadzący Kościół?


Liturgia Słowa 8 niedzieli Wielkanocy, Uroczystość Zesłania Ducha Świętego:

Dz 2,1-11 Ps 104 1 Kor 12,3b-7.12-13 J 20,19-23

            Wczoraj w diecezji rzeszowskiej była ważna uroczystość. W sobotę na Mszy Św. ksiądz biskup Kazimierz Górny wyświęcił na prezbiterów 17 diakonów. Dzisiaj w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego celebrują oni pierwszą swoją Mszę św. Polecajmy ich w naszych modlitwach. Dzisiaj jest także ważna Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, zwaną czasami Pięćdziesiątnicą. Jest ono związane ze Uroczystościami Żydowskimi, tzw. Pięćdziesiątnicą, która była świętem zbiorów, coś jak nasze dożynki. Zamykała ona wtedy uroczystości związane z Żydowską Paschą. W Kościele katolickim także zamyka ona cały okres Paschalny, jest bowiem ona dopełnieniem i pełnią całego misterium Paschalnego. Duch Święty potwierdza, że Jezus prawdziwie zmartwychwstał, wstąpił do nieba i jest stale przy nas obecny, a On sam kontynuuje dzieło Jezusa na ziemi prowadząc nas do zbawienia. Duch Święty jest Osobą Bożą, On nam udziela swoich darów, z których jednak nie często korzystamy. Często jednak dzisiaj patrzę, że Duch Święty jest ograniczany do Sakramentu Bierzmowania i o Nim się zapomina, jednak to On ożywia, umacnia i prowadzi każdego chrześcijanina. Prośmy o Jego światło!

Dzisiejsza Liturgia Słowa jest kontynuacją poprzedniej, a dokładnie słów Jezusa: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was” (J 16,7). Dzisiaj właśnie celebrujemy Zesłanie Ducha Świętego. Jezus przychodzi do Wieczernika mimo drzwi zamkniętych, gdzie kazał czekać uczniom (por. J 20,19; Dz 2,1). Uczniowie zamknęli drzwi, bo bali się, że spotka ich to samo, co spotkało Jezusa. Strach kazał im zamknąć drzwi i czekać. To pokazuje jak bardzo niewiele uczniowie zrozumieli jeszcze z całej misji Jezusa wykonywanej tutaj na ziemi, jak bardzo to wszystko było dla nich tajemnicze. Jezus przychodzi i mówi: „Pokój wam!” (J 20,21), bo Jezus jak przychodzi to przychodzi z pokojem, nie ludzkim, ale Bożym, który jest prawdziwym pokojem. Ale Jezus jest też Bogiem i to Bogiem, który dotrzymuje swoich obietnic, dlatego tchnął na Apostołów i rzekł im: „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy są im odpuszczone, a komu zatrzymacie są im zatrzymane” (J 20,22b-23).  Tym tchnieniem i słowami Jezus przekazuje Apostołom Ducha Świętego. Tymi słowami Jezus posyła także swoich uczniów do kontynuowania swojego dzieła, a udzielona im władza jest nawiązaniem do władzy Jezusa oraz widzialnym znakiem kontynuacji Jego misji.

Św. Łukasz, autor Dziejów Apostolskich inaczej prezentuje jednak samo Zesłanie Ducha Świętego. Dodaje takie aspekty jak: „spadek z nieba szumu, jakby gwałtownego wiatru napełniającego cały dom; ukazanie języków, jakby z ognia; mówienie obcymi językami” (por. Dz 2,2-4). Stąd rodzi się pytanie, wobec tego jak było z Zesłaniem Ducha Świętego? Czy ono faktycznie było? Owszem było, na co wskazuje relacje Łukasza i Jana. To, że się różnią, to efekt teologicznego zamysłu w jakim ukazują swoje dzieło. Łukasz nawiązuje bardzo mocno do wspólnoty, wskazując, że wszyscy trwali razem na modlitwie (zob. Dz 2,1) i nawiązuje do udzielenia Żydom Prawa na Synaju, wskazując, że Nowy Lud Boży, tzn. Kościół, tak samo oczekuje obietnicy Ojca, czyli daru Ducha Świętego. I doczekał się. Za ten bezcenny dar Ojca, chcę wyśpiewać wraz z Psalmistą „błogosław duszo moja Pana, o Boże mój, Panie, Ty jesteś bardzo wielki (…) niech chwała Pana trwa na wieki!” (Ps 104).

W Liturgii Słowa dnia dzisiejszego istotne jest także, że Duch Święty pobudza do działania, do realizowania misji Jezusa, czytamy: „i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić. Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów (…) i zdumieli się, bo każdy słyszał jak przemawiali w jego własnym języku” (Dz 2,4-6). Duch pobudził tych wystraszonych Apostołów do otworzenia nie tylko drzwi Wieczernika, ale także drzwi swojego serca do końca dla Jezusa. Pogłębił, a w zasadzie dopełnił ich wiarę, tak, że byli zdolni wyjść z murów strachu, skrępowania, bojaźni, wyjść z całą mocą i powiedzieć wszystkim ludom, że wierzą w Jezusa. To piękny obraz, mówiący, szczególnie nam chrześcijanom dzisiaj, o tym, że każdy z nas, na mocy sakramentu chrztu i bierzmowania, przepełniony Duchem Świętym. Tak mi się wydaje, że jednym z osiągnięć złego ducha jest spowodowanie u chrześcijan postawy zamykania swojej wiary w swoim życiu, nie aktywizowaniu się w żaden sposób, uważanie, że wiara to tylko i wyłącznie moja osobista sprawa Ci sami Apostołowie powiedzą później: „Rozsądźcie, czy słuszne jest w oczach Bożych bardziej słuchać was niż Boga? Bo my nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4,19-20). Jednym z owoców życia Duchem Świętych jest właśnie postawa świadectwa, która łączy się z postawą wiary. Paweł pisze dalej: „Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego Panem jest Jezus” (1 Kor 12,3b). Panie o taką postawę, wiary i świadectwa tej wiary, proszę ześlij na mnie!

Inną postawą, jak wskazuje jest jedność, czyli życie w zgodzie i przyjaźni, zarówno pierwszorzędnie z Bogiem i wypływając z tego w jedności z drugim człowiekiem. Św. Paweł mówi: „Wszyscy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno ciało” (1 Kor 12,13). To ustawia sprawę zupełnie inaczej, skoro wszystkich nas, tego brata który żyje obok mnie, którego nie darzę sympatią, łączy ze mną więź, taka sama jak z osobami bardzo bliskimi mojego serca, dlaczego więc nie mam z nim tworzyć wspólnoty? Ciężko jest odmienić relacje złą w dobrą, samemu nie da rady. Wiem to, dlatego trzeba wołać, jak papież bł. Jan Paweł II: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi ziemię” (Ps 104). Miałem taką sytuację, że pokłóciłem się 3,5 roku temu z moim przyjacielem. Szybko się pogodziliśmy, ale w moim sercu pozostała zadra, która raniła te relacje. Ja o tym wiedziałem, dopiero po pół roku Bóg pozwolił mi na nowo przeżywać tę relacje. Obaj jesteśmy w WSD i obaj cieszymy się swoją przyjaźnią. Mam za co dziękować Bogu i dziękuje za to!

Czasami też widzę, jak sobie zazdrościmy nawzajem. Zazdrość jest paskudnym grzechem, bo nic nie daje, jest tylko stanem emocjonalnym, a się grzeszy! A Paweł dodaje: „Różne są dary łaski, (…) różne są dary posługiwania, lecz ten sam Bóg (…) dla wspólnego dobra” (1 Kor 12,4-7). Każdy dar jest dla wspólnego dobra, nie tylko dla mnie. I to, ze jestem w czymś dobry, jest darem dla drugiego człowieka, aby mu pomóc. Inaczej dar staje się samolubstwem. Panie dziękuje Ci za dary jakimi mnie obdarzasz, dziękuje za te wielkie łaski, i proszę pozwól mi, wykorzystywać je nie dla swojego dobra i swoich celów, ale dla dobra wspólnoty w jakiej mnie stawiasz! Polecam Ci się Panie przez wstawiennictwo Maryi, naszej Matki! A co Słowo, Jezus, mówi dzisiaj do Ciebie?

Błogosławionej niedzieli i czasu Wielkanocnej radości!

piątek, 18 maja 2012

7 niedziela Wielkanocy, Wniebowstąpienie Pańskie, prawda czy fałsz?


  Liturgia Słowa 7 niedzieli Wielkanocy, Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego:

Dz 1,1-11 Ps 47 Ef 1,17-23 Mk 16,15-20

            Dzisiaj w Polsce obchodzona jest uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Przypada ona na czterdzieści dni po Niedzieli Zmartwychwstania. Już św. Augustyn wspomina, że jest ona obchodzona od IV w., a swoje korzenie uroczystość ta ma w wydarzeniach biblijnych, o których usłyszymy w dzisiejszej Liturgii Słowa. Od 2006 r. uroczystość ta obchodzona jest w siódmą niedzielę Wielkanocy (choć w niektórych miejscach można spotkać ten obchód w czwartek poprzedzający siódmą niedzielę Wielkanocy).

Dzisiejsza Liturgia Słowa krąży wokół tematu Wniebowstąpienia Pana Jezusa. Zarówno pierwsze czytanie i Ewangelia przypominają, że Wniebowstąpienie dokonało się i byli tego świadkowie. Czytamy: „Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu” (por. Dz 1,9) a w Ewangelii: „Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga” (por. Mk 16,19). Zarówno św. Marek Ewangelista, jak i św. Łukasz, autor Dziejów Apostolskich, poświadczają, że od początku wspólnota uczniów widziała, a później w raz z nimi reszta wspólnoty chrześcijan uwierzyła w Wniebowstąpienie Pańskie. Ale po co Jezus wstępuje do nieba? Czy Jezus faktycznie musiał opuścić swoich uczniów? Czy to było naprawdę konieczne? Czytamy w Ewangelii św. Jana „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was” (por. J 16,7), a w psalmie śpiewamy: „Bóg króluje nad narodami, Bóg zasiada na swym świętym tronie” (por. Ps 47). Jezus wstępuje, bo to jest konieczne, wstępuje by zasiąść na swoim tronie, z którego będzie sądził świat. Odchodzi, aby dać uczniom, nam wszystkim, największy dar Ojca, dar Ducha Świętego.

Właśnie z prawdą o Wniebowstąpieniu Jezusa wiążą się m.in. prawda o Zesłaniu Ducha Świętego, Paruzji, czyli powtórnym przyjściu Jezusa czy prawda dawania świadectwa przez uczniów. Przyjrzyjmy się niektórym z nich. Apostołowie mówią do Jezusa: „Panie czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?” (por. Dz 1,6). Pytanie uczniów jest jak najbardziej uzasadnione. Wiąże się ono z tradycją żydowską i pojmowaniem przez nich Mesjasza, jako wyzwoliciela politycznego narodu. Więc jest to pytanie jak najbardziej na miejscu, skoro uczniowie widzą, że Jezus odchodzi, może po to by przygotować faktycznie nowe królestwo Izraela? Jednak Jezus dokonuje zmiany ich myślenia, zwracając uwagę na to co naprawdę wydaje się ważne w tej chwili, w końcu Jezus odchodzi. Człowiek jak odchodzi z ziemi to zostawia testament, więc słowa, które wypowiada Jezus są też swoistym testamentem. Jezus mówi: „Nie wasza to rzecz znać czas i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami (…) aż po krańce ziemi” (por. Dz 1,7-8).

Jezus w tych słowach mówi, że nie warto zastanawiać się nad tym rzeczami, które Bóg nie zechciał objawić uczniom. Stąd śmieszne są dla mnie ludzkie dyskusje na temat skończenia świata w 2012 r. po Euro w Polsce (niezależnie od wyniku), czy braku dalszej części kalendarza Majów, czy przepowiedni Nostradamusa, świadków Jehowy i innych sekt. To nie jest dla nas ważne, Jezus mówi co innego, mówi wprost co jest zadaniem uczniów, mianowicie dawanie świadectwa o Nim, aż po krańce ziemi (Dz 1,8). Ale Jezus mówi, że nie będą sami, daje im obietnice Zstąpienia Ducha Świętego, który będzie wielkim wsparciem w pełnieniu zadania. A Ewangelista Marek dodaje: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelie wszelkiemu stworzeniu, kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony” (por. Mk 16,15-16a). My mamy głosić, także świadectwem życia, a nie od nas zależy czy ktoś uwierzy. My jednak mamy ze swej strony zrobić wszystko co w naszej mocy, aby się do wiary drugiego człowieka przyczynić, a nie ją niszczyć. Proszę Panie, abym był Twoim świadkiem zawsze i wszędzie i aby z tego powodu przepełniała mnie radość.

Słyszymy także słowa mężów w białych szatach „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (por. Dz 1,11). Słowa te przypominają mi o tym w jakich czasach żyję, oczekując wraz z całym Kościołem wypełnienia się czasów. Dokona się ono w czasie powtórnego przyjścia Jezusa, w czasie Paruzji. A to, że Jezus przyjdzie powtórnie, to jest pewne. Jednak, póki co Jezus obecny jest w swoim Kościele, jak mówi św. Paweł: „Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią tego, który napełnia wszystko na wszelki sposób” (por. Ef 1,22-23). Skoro Jezus jest Głową dla swojego Ciała, czyli Kościoła, to nie wolno odłączać jednego od drugiego. Ciało bez głowy nie będzie funkcjonować prawidłowo i w pełni. A pełnią jest Kościół pozostając w Jezusie. Tu jest dla mnie prosta alegoria, chcąc być w Jezusie, należy być w Kościele. Bycie w Kościele, zarówno świętym u grzesznym, nie znaczy, żeby być na ślepo wierzącym czy aby nie dostrzegać Jego blasków i cieni. Dlatego dołączam się do modlitwy św. Pawła, modlitwę o „światłe oczy dla serca, tak byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących” (por. Ef 1,18-19). Bo doświadczając Jego bardzo mocno w swoim życiu, będę w stanie przyjąć siebie i innych jako braci świętych i zarazem grzesznych. To pozwoli na realizacje zadania Jezusa wobec mnie, zadanie świadectwa i uobecniania Jego obecność dzisiaj w świecie. A co Słowo, Jezus, mówi dzisiaj do Ciebie?

Błogosławionej niedzieli i czasu Wielkanocnej radości!

sobota, 12 maja 2012

6 niedziela Wielkanocna - Miłość Boga miłością człowieka? Czy to możliwe?


Liturgia Słowa 6 niedzieli Wielkanocy:

Dz 10,25-26.34-35.44-48 Ps 98 1 J 4,7-10 J 15,9-17

            Aktualnie jest miesiąc maj, który kojarzy się z wieloma rzeczami. W maju są zdawane matury, decyduje się zazwyczaj o swojej przyszłości i złożeniu dokumentów na wyższe uczelnie, ale maj jest także miesiącem szczególnie poświęconym Najświętszej Maryi Pannie. W tym miesiącu śpiewane są tzw. majówki, czyli nabożeństwa litanijne do Matki Bożej. Jest to szczególny czas poświęcony Maryi, nie tylko jako Pośredniczki łask, ale także jako wzoru chrześcijańskiego. W tych wszystkich wezwaniach Litanii Loretańskiej można odnaleźć cnoty, jakimi powinien się odznaczać chrześcijanin. I oto warto prosić. Majówka jest jednym z tradycyjnych nabożeństw w Polsce znanym już w średniowieczu, bowiem Litanie Loretańską rozpowszechnili dominikanie.


Dzisiejsza Liturgia Słowa wskazuje cały czas na temat miłości Boga do człowieka i człowieka do człowieka. Pięknie określa to św. Jan Apostoł: „Miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje nie zna Boga, bo Bóg jest miłością” (por. 1 J 4,7-8). W tych dwóch krótkich zdaniach św. Jan streszcza wszystkie przykazania. Wskazuje w pierwszym rzędzie na to kim jest Bóg. „Bóg jest miłością” (por. 1 J 4,8). Miłość to Imię własne Boga, jedno z wielu Imion. Tak samo, jak moje to Damian Ziemba, analogicznie można powiedzieć o Bogu, że Jego Imię to Miłość. W księdze Rodzaju czytamy „rzekł Bóg: "Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. (…) stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (por. Rdz 1,26-27). Skoro jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, a Bóg jest miłością, to i ja jestem wezwany, abym był człowiekiem miłości.

Jak tego dokonać? Podpowiada też św. Jan, ale w Ewangelii: „Jezus rzekł: to jest Moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (por. J 15,12). Jezus mówi jak Ja, ale co to znaczy miłować jak Jezus? Pięknym znakiem Bożej miłości jest krzyż. Jezus pozwolił się przybyć do niego z miłości do człowieka, także z miłości do mnie. Autor Listu do Hebrajczyków tłumaczy: „Do tego bowiem jesteście powołani. Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami. On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu. On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie.” (por. Hbr 2,21-23). Jezus nie uczynił nic złego, żadnego grzechu, wszystko co uczynił, nawet Jego modlitwa na krzyżu za tych, którzy Go przybijali, jest oznaką Jego wielkiej miłości. Patrząc na krzyż czasami odczytuje piękne słowa w ustach Jezusa: „Przyszedłem dla Ciebie na ziemię, dałem się za Ciebie ubiczować, ukrzyżować i zabić. Dla Ciebie Zmartwychwstałem. Co jeszcze chcesz abym dla Ciebie uczynił?” Miłość Jezusa to nie ułuda, hasło czy slogan, ale realna rzeczywistość, którą doświadczam. To piękne uczucie wiedząc, że nie da się rady, prosząc Boga o poprowadzenie i On o wszystko dba, piękne jest gdy jest się w dołku i nie ma się żadnej ochoty i sił do działania i rozmawiasz z Bogiem i znajdujesz pocieszenie, albo ktoś przychodzi i staje się dla Ciebie wyraźnym znakiem Boga. To piękne uczucie, bo to jest prawdziwie odczuwana miłość w prawdziwej wersji, nie tej wypaczonej przez dzisiejszy świat. To jest darmowa miłość. Dziękuje Ci za to Panie, że mnie kochasz i jesteś dobry dla mnie!

       To określenie Jezusa: „(…) tak jak Ja was umiłowałem” (por. J 15,12) jest także wyjątkową poprzeczką dla każdego chrześcijanina, poziomem do którego należy dążyć. Jan Apostoł pisze: „Miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga” (por. 1 J 4,7). Patrząc na pierwszych chrześcijan mówiono: Patrzcie jak oni się miłują. Miłość braterska zawsze była wyróżnikiem chrześcijan. Chciałbym, aby dzisiaj tak określano, nas chrześcijan. Miłość jest trudna, jak mawia mój przyjaciel. Miłość wymaga, pięknie określa miłość św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian (zob. 1 Kor 13,1-13). Ten fragment jest także swoistym rachunkiem sumienia dla mnie, bo wstawiając za miłość swoje własne imię widzę do ilu rzeczy jeszcze trzeba min dorosnąć. „Miłość (…) łaskawa jest, (…) nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu (…) nie pamięta złego” (por. 1 Kor 15,4-5), chociażby te 4 określenia: łaskawa czyli szlachetna, czy moja miłość, moje czyny są naprawdę związane z najczystszą miłością, czyli Bogiem?; Poklask i pycha, to oznaczenie siebie i swojej chwały. Miłość chrześcijańska ma niewiele wspólnego ze stawianiem siebie na pierwszym miejscu; Bezwstyd to znaczy czy postępuje przyzwoicie, prawdziwa miłość szanuje godność drugiego człowieka; nie pamięta złego, czyli krzywd nam wyrządzonych, a my ludzie mamy ohydną przywarę, pamiętania wszystkiego co nam złego uczyniono, a niepamięć do wyrządzonego nam dobra…  Św. Jan Apostoł, gdy był już stary i przynoszono go na spotkania wspólnoty chrześcijan i proszono, aby przemówił do współbraci mówił ciągle tylko jedno: Dzieci miłujcie się! Nic więcej. Ktoś nie wytrzymał i zapytał Jana, czego w koło powtarza to samo? Jan miał odpowiedzieć: bo to jest najważniejsze co przejąłem od Pana.

Uderzają mnie także wydarzenia z Dziejów Apostolskich. Otóż opisana jest scena włączenia pogan do Kościoła, pogan czyli wszystkich nie Żydów. To także nas, słowian, już wtedy pozwolono nam należeć do Kościoła. Psalmista to przypomina: „Pan okazał swoje zbawienie, na oczach pogan objawił swoją sprawiedliwość. Wspomniał na dobroć i na wierność swoją dla domu Izraela” (por. Ps 98) dlatego „wołaj z radości na cześć Pana cała ziemio, cieszcie się, weselcie i grajcie!” (por. Ps 98), bo jest za co dziękować Panu. To nie przypadek, że urodziłem się tu w Polsce, jako chrześcijanin, ale dar od Boga dla mnie do wykorzystania. I od tego momentu obowiązuje nas przykazanie miłości. Św. Piotr cudownie to pokazuje, mówiąc do leżącego Korneliusza: „Wstań, ja także jestem człowiekiem” (por. Dz 10,26). Od teraz stoją twarzą w twarz, jak prawdziwi bracia. Potwierdza to słowami dalej „teraz przekonuje się, że Bóg nie ma względu na osoby” (por. Dz 10,34) co można przetłumaczyć, że Bóg traktuje wszystkich jednakowo. Dlatego tak samo Piotr traktuje innych, to realizowanie przykazania miłości. Dzisiaj proszę Boga, aby wszyscy chrześcijanie, w tym ja, abyśmy byli ludźmi prawdziwej miłości, aby była ona przez nas okazywana, a nie zamykana w swoich czterech ścianach. Niech ta, która jest Matką Pięknej Miłości wstawia się za nami! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Błogosławionej niedzieli i czasu Wielkanocnej radości!

sobota, 5 maja 2012

5 niedziela Wielkanocy - Szaweł Gorliwiec odbiciem chrześcijanina?


Liturgia Słowa 5 niedzieli Wielkanocy:

Dz 9,26-31 Ps 22 1 J 3,18-24 J 15,1-8

            Dziś psalmista woła: „Będę Cię chwalił w wielkim zgromadzeniu (…) moja dusza będzie żyła dla Niego” (por. Ps 22).Aktualnie w Kościele przeżywamy i trwamy w radości Zmartwychwstania Pańskiego. Cały okres Wielkanocny to czas tak naprawdę jednego i wielkiego świętowania Zmartwychwstania. Dlatego w Kościele spotykamy się z radością, uśmiechem, bo Jezus nas odkupił i zbawił, już historycznie to się dokonało. Jezus pokonał śmierć. Ale na radość też trzeba mieć plan, tak samo jak na przeżycie innych okresów, czy to Adwentu czy Wielkiego Postu. W tym czasie można odprawiać Drogę Światła, mało znane nabożeństwo przypominające trochę w swojej strukturze Drogę Krzyżową. Sensem tego nabożeństwa jest przybliżanie sobie Chrystofanii, czyli Objawień Zmartwychwstałego swoim uczniom i przeżywanie ich jako swoich własnych spotkań z Nim.

Dzisiejsza Liturgia Słowa zaczyna się od opisu trudności Szawła, późniejszego św. Pawła, Apostoła Narodów, jakie spotykają go w Jerozolimie. W mieście gdzie żyła w tamtym okresie najprawdopodobniej największa wspólnota chrześcijan. „Szaweł (…) próbował przyłączyć się do uczniów, lecz wszyscy się go bali, nie wierząc, że jest uczniem” (por. Dz 9,26). Nic dziwnego, przecież Szaweł był wcześniej gorliwym prześladowcom Kościoła. Normalnie w takiej sytuacji podchodzi się z dystansem. Niby normalnie, ale nie. Uczniów spotyka to co większość i dzisiejszych wierzących, czy to starszych czy młodszych, czyli niewiara w możliwość nawrócenia. To niezrozumienie zamysłu Boga, uważane czasami za jedną z największych pomyłek Boga. Tylko, że Bóg mówi: „moje myśli nie są myślami waszymi, a moje drogi drogami waszymi” (por. Iz 55,8). Znajduje się tylko jeden mądry w tym wypadku, człowiek, który otwarty na Wolę Bożą: „Barnaba dopiero przygarnął go i zaprowadził do Apostołów i opowiedział im (…). Dzięki temu przebywał z nimi w Jerozolimie” (por. Dz 9,27-28). Jeden człowiek, który nie bał się mu zaufać, nie bał się wyciągnąć do niego ręki.


Dzięki Barnabie Szaweł miał szanse poznać Apostołów i uczniów, i samemu poczuć się dla nich, jak brat. Barnaba mimo, ze nie znał wtedy pism św. Jana Apostoła, to bardzo dobrze wyczuwał i wiedział o co chodzi w chrześcijaństwie: „Nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą” (por. 1 J 3,18). Mówić można wiele, i pewnie tak robili pierwsi uczniowie, każdego chcieli miłować, ale nie potrafili zaufać Szawłowi. Barnaba nie pozostał na pustych słowach, ale poszedł za słowami również czyn, który pozwolił mu dalej żyć w prawdzie. Dzisiaj tego brakuje wielu chrześcijanom, także i mi. Łatwo jest mówić, jak bardzo kocha się murzyńskie dzieci w Afryce czy biednych a Ameryce Płd., a de facto w swoim domu można nie rozmawiać z dziećmi, rodzeństwem czy z rodzicami, można z sąsiadem się kłócić i wyzywać i siedzieć na dodatek w pierwszej ławce w Kościele i udawać pobożną osobę. Można, ale to nie jest miłowanie czynem i prawdą… Przepraszam Panie za to, że czasem moje słowa i mój język nie mają nic wspólnego z Twoim przykazaniem miłości. Proszę uzdalniaj serca chrześcijan do życia wg słów św. Jana: „miłujmy się wzajemnie tak, jak On nam nakazał” (por. 1 J 3,23)!

Szaweł w swojej gorliwości i wierze był bardzo dobrym uczniem. Wiedział, że z przyjęciem wiary w Chrystusa nie wiąże się tylko i wyłącznie modlitwa i siedzenie na miejscu, ale głoszenie i działanie: „przemawiał też [śmiało w imię Pana] i rozprawiał się z hellenistami” (por. Dz 9,28-29). Często jednak jak patrzę na chrześcijan, nawet na moich współbraci z WSD, to widać, że nie wszyscy mają Szawłowy zapał, że czasami opadli. A tu trzeba działać ciągle. Dlaczego można się wypalić? Odpowiada Jezus w dzisiejszej Ewangelii: „Kto trwa we Mnie, przynosi owoc obfity” (por. J 15,5b). Piękna jest tu użyta przez Jezusa wcześniej alegoria winnego krzewu i latorośli. Winnym krzewem jest Jezus, my latoroślami. Latorośl nie może żyć sama, musi mieć źródło z którego będzie czerpać wodę i inne sole mineralne potrzebne do życia. Dla chrześcijan jednym i jedynym krzewem winnym jest Jezus. Piękny przykład dała tutaj np. Asia Bibi – arabska kobieta, chyba z Pakistanu zamknięta i skazana na karę śmierci za wyznawanie wiary w Jezusa.

Nie przynoszę owoców, gdy nie jestem wszczepiony w Jezusa, gdy zamiast Jego woli pełnie swoją, gdy zamiast Jego na pierwszym miejscu jestem u mnie ja sam. Jezus jest też wzorem postępowania w miłości, bo On oddał za mnie i za każdego człowieka swoje życie. Gardząc zaś przykazaniem miłości gardzi się też samym Jezusem, a w konsekwencji Bogiem. Bóg czeka na to, by każdy się nawrócił, każdy ma swój czas. Ale „ten, kto w Jezusie nie trwa, zostanie wyrzucony (…) i uschnie. Wrzuca się ją do ognia i płonie.” (por. J 15,6). Jest to konkretna przestroga. Dzisiaj często banalizuje się piekło, nie traktuje się tego poważnie. Ale piekło jest i jest karą za grzechy, za nie trwanie w Jezusie. Dzisiaj proszę Boga, abym każdego dnia był wszczepiony w Niego, abym jak Maryja, potrafił rezygnować z siebie i żyć, jako Jego wierny sługa! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Błogosławionej niedzieli i czasu Wielkanocnej radości!