Pismo Święte

Pismo Święte

sobota, 28 lutego 2015

2 niedziela Wielkiego Postu - wędrując na szczyt


Liturgia Słowa 2 niedzieli Wielkiego Postu:

Rdz 22,1-2.9-13.15-18 Ps 116 Rz 8,31b-34 Mk 9,2-10
           
Trwamy w okresie Wielkiego Postu troszcząc się o swoje nawrócenie, walcząc o pogłębienie swojej wiary. Wielki Post to czas gdy więcej czasu poświęcamy modlitwie. Modlitwa to zwrócenie serca i umysłu ku Bogu. To uznanie, że Bóg jest fundamentem życia oraz źródłem przemieniającej nas łaski. To bardzo radykalny i skuteczny środek do tego, aby światu powiedzieć nie, a Bogu mówić tak. Czas poświęcany na modlitwę, to czas naszego serca. A modlić można się zawsze, nie tylko w Kościele, nie tylko na klęczkach, ale jak uczy św. Paweł: „nieustannie się módlcie!” (1 Tes 5,17).

Słowo Boże kieruje dzisiaj nas ku górom. W pierwszym czytaniu wraz z Abrahamem, ojcem wierzących, udajemy się na górę Moria (z j. hebrajskiego „Bóg widzi”). „Bóg wystawił Abrahama na próbę” (Rdz 22,1). Bóg nie kusi Abrahama, ale sprawdza jego wiarę. Próba jest dość bolesna, bo Bóg mówi do Abrahama „weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jakie ci wskażę” (Rdz 22,2). Ciekawe, co musiał czuć wtedy Abraham. Wcale się nie buntował, nic nie powiedział, ale wstał i poszedł… Ciekawe, jak wyglądają nasze reakcje na prośby Boga o oddanie Jemu tego, co nam się wydaje teraz najcenniejsze, bez czego nie wyobrażamy sobie życia, do czego jesteśmy bardzo mocno przywiązani. Ciekawe co to jest i jaka byłaby reakcja na prośbę o oddanie tego. A Bóg może o to prosić, bo wszystko, co mamy nie pochodzi tylko i wyłącznie z pracy naszych rąk, ale wszystko jest łaską Boga. Ile w takich sytuacjach jest buntu, łez, ile obietnic i deklaracji.

Wezwanie Abrahama i prośba Boga jest konsekwencja dialogu z nim: „rzekł do niego: Abrahamie! A gdy on odpowiedział: Oto jestem” (Rdz 22,1). Bóg wzywa po imieniu, bo nie jesteśmy dla Niego kimś nieznanym, nie jesteśmy anonimowi i nie gubimy się w tłumie osób. Ale Bóg dokładnie każdego z nas dostrzega, widzi i woła po imieniu. I doświadczenia jakie teraz możemy przeżywać, mogą być doświadczeniami wiary: odejście kogoś od nas, choroba kogoś, problemy ze sobą, problemy z wiarą czy z modlitwą, nazbyt duża troska o cokolwiek, itd. Bóg poddaje próbom, które mają nas wzmocnić, przybliżyć do Niego, a nie od Niego oddalić. Pismo Święte uczy nas, że: „Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł. Pokusa nie nawiedziła was większa od tej, która zwykła nawiedzać ludzi. Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać” (1 Kor 10,12-13). Bóg nie pozwoli nas kusić, ale nie będzie nas także poddawał próbom ponad siły. Chce jednak, abyśmy sami siebie skonfrontowali, czy Bóg jest dla nas najważniejszy i nasza relacja do Niego, nasza miłość i zaufanie Jemu są prawdziwe czy złudne. I w takiej sytuacji znajduje się Abraham.

Zadziwiające jest ile Abraham, ten kochający ojciec, wyczekujący narodzin potomka, musiał przeżyć. Nie był on wcale młody, liczył ponad sto lat, ale jego stare serce wytrzymało próbę i nie pękło z bólu, pomimo, że podróż trwała 3 dni, że zbudował ołtarz i podniósł nóż na syna. Bóg jednak interweniuje, mówiąc: „Abrahamie, Abrahamie! A on rzekł: Oto jestem. Anioł powiedział mu: Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna” (Rdz 22,11-12). Abrahama stać było na oddanie Bogu tego, co miał najcenniejszego. Syna otrzymał od Boga i Bogu oddaje syna. Bogu chodziło o decyzje, o gotowość. W wierze chodzi o nasze decyzje, decyzje trwania przy Bogu, Jego nauce, nawet gdy nie jest łatwo. I gdyby całą tą sytuację przedstawić w krzywym zwierciadle, to opis ten cudownie pokazuje miłość Boga do człowieka. Paweł tak to podsumuje: „On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał” (Rz 8,32). Bo Bóg nie odmówił nam swojego Syna, ale Go nam dał, abyśmy mieli życie. Bóg Ojciec nie grymasił, nie stroił fochów, ale oddał Syna. Boże, uzdalniaj nas, abyśmy potrafili oddać Tobie to co Twoje na Twój wzór, uzdalniaj nas do wolności wobec tego co mamy i dawaj łaskę większego zaufania Tobie!

Przypatrzmy się Ewangelii, wędrując dalej. Czytamy: „Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką” (Mk 9,2a). Zwrot sześć dni ukazuje, że poprzedzającym wydarzeniem było wyznanie wiary Piotra w boskość Jezusa oraz zapowiedź Męki i Śmierci. Jezus wybiera ze sobą trójkę Apostołów, ale zabiera ich osobno. Myślę, że Jezus zabrał ich każdego z nich oddzielnie, aby każdy z nich spędził z Jezusem więcej czasu, jeszcze mocniej się z Nim związał. I to Jezus doświadcza tu większego trudu niż Apostołowie. Apostołowie na pewno się zsapali i zmęczyli, ale nagroda jaką otrzymują za wędrówkę z Bogiem jest przebogata! „Tam przemienił się wobec nich” (Mk 9,2b). Gr. metamorfosis oznacza objawienie istoty rzeczy. Jezus pozwala uczniom zobaczyć kim On jest. Oni doświadczają samego Boga! Bo Jezus chce, abyśmy z Nim wędrując porzucili nasze błędne idee i teorie, jak czarodziej czy zwykły człowiek, w jakich czasami zamykamy Boga, ale by popatrzeć na Niego oczami wiary i zobaczyć w Nim kogoś więcej niż do tej pory. Pomaga nam w tym słowo Boga Ojca: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie” (Mk 9,7). Bóg Ojciec wskazuje na Jezusa jako kogoś jedynego i nieporównywalnego, a przypominając, by słuchać Jezusa nawiązuje do podstawowego prawa Żydów – Shema Israel. A jak jest z tym słuchaniem Jezusa w naszym życiu? Ile chcielibyśmy pozmieniać w nauce Jezusa, aby nam było łatwiej, wygodniej i nie koniecznie „po Bożemu”.

Piotr w imieniu Apostołów mówi: „Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni” (Mk 9,6). Piotr nie ma już nic do „zaproponowania” Jezusowi, już nie mówi o namiotach. Oni zostali przekonani, dlatego pójdą za Nim i będą Go słuchać, choć nie bez trudności i zwątpień, jak widzimy w dalszej części Ewangelii. Apostołowie na pewno nie żałowali swojej wędrówki z Panem, ani decyzja zrobienia kroku za Nim. Doświadczyli, że podjęcie próby walki i wejścia na swoją Górę Przemienienia się opłaca. Każdy ma swoją Górę Przemienia. Przy Bogu zawsze widać, co zmieniać: swój gniew, zawiść, niechęć do kogoś, lenistwo, uzależnienia, pychę, dwuznaczności… Apostołowie, gdy wracali z góry do swojej codzienności, to ich życie się zmieniło, przecież poznali Boga. Inaczej wraca się wtedy w swoje obowiązki, z dystansem patrzy się na siebie i trudne sprawy. Bo przebóstwienie natury ludzkiej, jaka się dzisiaj dokonała, to uczłowieczenie boskości. Bóg daje nam siebie, abyśmy weszli do nieba. Inaczej powinno wyglądać nasze życie po każdej modlitwie, każdej Eucharystii, każdym dobrym uczynku… Panie, proszę Cię, dodawaj mi sił, pomagaj mi w zmianie życia na takie, abym każdego dnia był zapatrzony tylko w Ciebie i swoje życie przebóstwiał Tobą! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Błogosławionej i utrudzonej niedzieli i czasu Wielkiego Postu! +

Jeśli chcesz, to przeczytaj komentarz sprzed 3 lat:

niedziela, 22 lutego 2015

1 niedziela Wielkiego Postu - pustynia śmierci czy ogród życia?


Liturgia Słowa 1 niedzieli Wielkiego Postu:

Rdz 9,8-15 Ps 25 1 P 3,18-22 Mk 1,12-15

W Środę Popielcową rozpoczęliśmy Wielki Post. To czas szczególny, kiedy bliżej przypatrujemy się Męce i Śmierci Jezusa. To czas, kiedy każdy chrześcijanin, powinien powalczyć na nowo o swoją relację z Jezusem, gdyż jest to czas odnowy, czas gdy mówimy sobie nie, a Bogu mówimy tak. Trwa on 40 dni, dzięki którym każdy może przygotować się do przeżycia najpiękniejszych i najważniejszych świąt roku – świąt Paschalnych. W tym czasie, pomagają nam różne postanowienia, nabożeństwa (Gorzkie Żale i Droga Krzyżowa), czy uczynki miłosierdzia, zwłaszcza: modlitwa, post i jałmużna. Nie szczędźmy czasu!

Liturgia Słowa dnia dzisiejszego zaczyna się od historii Noego (Rdz 6-9). Noe, jedyny sprawiedliwy w Bożych oczach w tamtych czasach, był dla ludzi pośmiewiskiem. Wzgardzono nim, pomimo tego, że otwarcie przepowiadał potop. Tylko Noe się uratował i jego najbliżsi. A Bóg obiecuje mu: „Oto Ja zawieram przymierze z wami i z waszym potomstwem (…) Zawieram z wami przymierze” (Rdz 9,9.11). To słowa ważne, bo w krótkim czasie występują dwa razy. Bóg obiecuje przymierze, coś trwałego, z czego się nie wycofa. I przypomina nam dzisiaj o swojej ofercie. Ale do nas może to nie trafiać. Widzimy jak szybko dzisiaj upadają wielkie przymierza narodów. I choć umowy były podpisywane z rozmachem, to często były nierespektowane. Rzutuje to także na zwykłych ludzi, w końcu przykład idzie z góry. Podobnie jest w małżeństwach. Każde jest przymierzem sakramentalnym, nierozerwalnym. Pięknie podpisywane, w szczególnym miejscu wobec Boga i ludzi, a w katolickiej Polsce rośnie liczba rozwodów. I jak tu uwierzyć w przymierze z Bogiem?

Jest to niewątpliwe trudne, ale możliwe. Bóg jest o wiele większy od naszych ludzkich potknięć. Bóg powiedział: „Łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną a ziemią. A gdy rozciągnę obłoki nad ziemią i gdy ukaże się ten łuk na obłokach, wtedy wspomnę na moje przymierze, które zawarłem z wami” (Rdz 9,13-15a). Lubimy patrzeć na tęcze na niebie. Ona poprawia nam humor, daje poczucie bezpieczeństwa. Ale zapominamy o jednym. Zapominamy, ze tęcza przychodzi po burzy, po ulewie, po ciemnych chmurach. I  brakuje nam, po ludzku, wytrwałości. Często w naszym życiu, gdy jest ono zawirowane, gdy jest masa problemów (bo prawdę powiedziawszy, kto z nas dzisiaj nie ma problemów?), które nas dotykają dość mocno i zwiastują nam życiowe burze, to tak nas to krępuje, że nie potrafimy popatrzeć do przodu, popatrzeć, że istnieje światełko nadziei, Boże światełko przebijające się przez chmury i padające na ziemię. Bóg zapowiedział, że po burzy będzie Słońce. A skoro zapowiedział, to tak będzie, bo Bóg się nigdy nie myli. A gdyby było inaczej, to by nam powiedział (J 14,2). I są tego przykłady: św. Edyta Stein, św. o. Pio czy św. Faustyna. I choć może nie będziemy tak znanymi i pobożnymi świętymi, jak oni, to Bóg i nam proponuje swoje przymierze i zaprasza do grona swoich świętych. Przymierze i grono, które ważne jest także dla Niego. Bóg ma całe niebo, ale pragnie mojego serca!

I nad Noem zaświeciło się Słońce nowego życia. Ale fakt jest faktem, był i potop. Po co? Czy miłosierny Bóg nie mógł przebaczyć ludziom? Mógł. Ale chciał, aby świat został oczyszczony. Każdy z nas lubi być czystym. Bóg chce mieć i czystych ludzi, musiał nas obmyć z brudów i grzechów. I choć fizycznie nikt z nas nie przebywa pod wodami potopu, to i dzisiaj przechodzimy przez swój potop. Jak podpowiada św. Piotr: „Teraz również zgodnie z tym wzorem ratuje was ona we chrzcie” (1 P 3,21a). Woda zawsze będzie przypominać nam Chrzest. Wtedy staliśmy się na nowo dziećmi Boga i Bóg zawarł z nami wieczne przymierze. A znakiem tego nie jest tylko metryka w kancelarii parafialnej, ale znamię na naszej duszy. Przymierze to jest przymierzem miłości. Po co przypominamy sobie ten fakt w Wielkim Poście? Chrzest niszczy grzech o wiele bardziej niż potop grzesznych ludzi. Wody Chrztu nas zbawiają, nie przez drewnianą arkę, jak Noego, ale przez drzewo Jezusa, czyli Jego śmierć i Zmartwychwstanie. I przypominamy sobie Chrzest, aby „żyć z dobrym sumieniem” (w. 21), gdzie wyrzekliśmy się szatana, a związaliśmy się z Bogiem. Bo Bóg „nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i miał życie” (Ez 33,11). Panie, odnawiaj we mnie świadomość wielkości Sakramentu Chrztu, odnawiaj we mnie tamte łaski i pragnienia, zwłaszcza pragnienie życia z Tobą!

I jeszcze o Ewangelii. Marek w porównaniu do innych Ewangelistów przekazuje nam zwięźle fakt kuszenia Jezusa przez szatana. Występuje on zaraz po opisaniu działalności Jana Chrzciciela i scenie chrztu Jezusa. I w tym kontekście Ewangelia ukazuje się nam nieco inaczej. Czytamy: „zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię” (Mk 1,12). Określenie zaraz wskazuje, że Jezus od razu po scenie Chrztu, gdy usłyszał zapewnienie Ojca, że jest „Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1,11). Była to scena napełniająca Jezusa optymizmem i miłością. I w takim momencie Duch Święty dosłownie, jak podaje greka (ekballein) wypędza, wyrzuca Jezusa na pustynię. Gwałtowne rzucenie Jezusa przez Ducha na pustynię wyraża całkowite poddanie się działaniu Ducha i wierne podporządkowanie się woli Ojca. Nam dzisiaj brakuje takiego poddania się Duchowi Świętemu, Jego spontaniczności, Jego woli. Wydaje się, jakby Duch Święty był dla chrześcijan Bogiem trochę zapomnianym, zepchniętym na drugi plan. A On jest Bogiem, Bogiem zaskakującym, porywającym, dającym życie. Dzisiaj potrzeba nam odnowienia swojej relacji z Duchem Świętym, odnowienia więzi modlitwy do Niego. Jezus pokazuje dlaczego. Ta pustynia jest miejscem szczególnym. Przywołuje ona skojarzenia: miejsce działania Boga (Iz 40); miejsce próby; miejsce zamieszkania szatana i złych duchów. Trzeba zobaczyć swoją pustynie, która pozbawia nas życia, podcina nam skrzydła i zachęca do ucieczki: brak modlitwy; traktowanie życia tylko od strony zabawy i przyjemności; jakieś relacje czy ich brak; problemy z emocjami; środowiska: praca, szkoła, studia, znajomi; samotność; kompleksy, lęki…

Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana” (Mk 1,13a). Greckie paridzein, ukazuje, ze Jezus był poddawany próbom. Jezus był człowiekiem i pokazuje nam, że tak samo, każdy z nas będzie kuszony. Okres czterdziestu dniu to m.in. czas lat Izraela na pustyni (Wj 16,35) albo próby Mojżesza (Wj 34,28) czy Eliasza (1 Krl 19,8). Ale liczba czterdzieści to długi okres czasu. Każdy z nas może być poddawany różnym pokusom i myśleć, że dla niego nie ma ratunku, że został sam i wołanie o pomoc jest zbędne. Zły duch będzie się nas czepiał, kąsał. Nikt nie jest od tego wolny. Ale zachowanie Jezusa pokazuje szansę obrony. Jezus zrobił to wszystko w mocy Ducha Świętego. On swoją wytrwałością i wiernością Bogu, uległością Duchowi, pokonuje szatana. Bo nie jesteśmy sami! Adam przegrał walkę ze złym, bo zaczął walczyć samemu. Jezus zwyciężył, bo nie był sam, był z Nim Ojciec i Duch Święty. On pokazał nam, że pustynia naszego życia, pustynia śmierci, może stać się ogrodem rajskim. Jezus: „żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś usługiwali Mu” (Mk 1,13b). Tu zaczyna się czas zbawienia. Tu jest przejście od śmierci i niewoli szatańskiej pustyni, do życia i wolności rajskiego ogrodu. Panie, przepraszam, że czasami uciekam przed sobą i swoją pustynią, że ulegam pokusom, że czasami stawiam tylko na siebie…A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Błogosławionej i utrudzonej niedzieli i czasu Wielkiego Postu! +

Jeśli chcesz, to przeczytaj komentarz sprzed 3 lat: http://zyjacewangelia.blogspot.com/2012/02/1-niedziela-wielkiego-postu-obmyj-sie-i.html

sobota, 14 lutego 2015

6 niedziela zwykła, czyli łamiąc bariery!


Liturgia Słowa 6 Niedzieli zwykłej:

Kpł 13,1-2.45-46 Ps 32 1 Kor 10,21-11,1 Mk 1,40-45
            
Przeżywamy Tydzień Trzeźwości w Kościele w Polsce pod hasłem: „Abstynencja dzieci troską rodziny, Kościoła i narodu”. Problem alkoholu wśród dzieci wzrasta. To czas, aby ściślej przypatrzeć się swojemu podejściu do spraw wolności i uzależnienia, zwłaszcza alkoholu. Niektóre ruchy w Kościele, jak Ruch Światło Życie proponują, jako wyraz wolności człowieka Krucjatę Wyzwolenia Człowieka roczną czy członkowską, sam takową posiadam i czuje się wolny i szczęśliwy, mimo, że nie pije. Pamiętajmy w modlitwach o osobach uzależnionych i współuzależnionych. Także zbliża się przed nami Środa Popielcowa i obrzęd posypania głów popiołem. Nie zaniedbajmy tego czasu, szczególnej troski o swoją wiarę!

Odczytując dzisiaj Słowo, które kieruje do nas Bóg, w pierwszym czytaniu widzimy przepisy żydowskie dotyczące osób chorych na trąd. Człowiek trędowaty w tamtych czasach był praktycznie skazany na nie życie, ale na wegetacje. Wskazania, że: „trędowaty (…) będzie wołać: Nieczysty, nieczysty! Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem” (Kpł 13,45.46) skazywały taką osobę na życie poza społecznością, na wygnanie. Skazanie na życie w samotności, bez nikogo, albo wśród ludzi jemu podobnych, tak samo odrzuconych. Nie wyobrażam sobie, jak bardzo ta osoba musiała cierpieć, potępiana przez ludzi i przez samego siebie. Samo to, że musiała krzyczeć, że jest nieczysta, gdy był ktoś blisko niej musiało w niej rodzić niesamowity ból, większy niż sama choroba. Bo odrzucenie boli. I pewnie sama siebie potępiała, myśląc, że jest szpetna i gorsza od innych. Dzisiaj trądem, który dotyka ludzi, jest ogólnie grzech, ale w szczególe może być internet, który zabija realnie istniejące relacje albo zafałszowane poczucie własnej godności i wartości. Ile osób dziś myśli, że są niechciani, niekochani, odepchnięci, wrodzy dla innych?

Do takiej postawy życia na odludzi, musiał się także przyzwyczaić bohater dzisiejszej Ewangelii. Czytamy: „pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty” (Mk 1,40a). Musiał być on niewyobrażalnie odważny, bo nie krzyczał, ale podszedł do Jezusa pomimo znajomości zasad postępowania. A wiedział, co za to mu grozi. On zaryzykował, bo to była dla niego nadzieja, że Jezus odmieni jego los. Nadzieja i odwaga, która doprowadziła go do Jezusa, gdzie „upadając na kolana, prosił Go: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić” (Mk 1,40b). To postawa człowieka wiary. Oznacza ogromną pokorę wobec Boga. Klękamy podczas Eucharystii przed Jezusem, gdy jest podniesienie i przy Komunii Świętej. To szczególne momenty, gdzie wyznajemy wiarę w Niego. I trędowaty nie rozkazuje Jezusowi, ale go prosi. Składa w Jezusie wszystkie swoje pragnienia, marzenia, nadzieje. Podejmuje ryzyko, składając swoje życie w ręce Jezusa. To jest wiara. Oddać siebie i uzależnić się od Boga, wiedząc, że w Nim czujemy się bezpiecznie. Jego prośba odbiega od naszych pustych, tanich i powierzchownych deklaracji: „Wierzę, że Bóg jest, ale co z tego?”. Trędowaty prosi o to, aby Jezus przywrócił go do życia, tego społecznego, ale i kultycznego, aby na nowo mógł poczuć się dzieckiem Boga. To właśnie wyrażało słowo oczyszczenie.

Godna uwagi jest postawa Jezusa. Czytamy, że Jezus: „zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: Chcę, bądź oczyszczony!” (Mk 1,41). W grece użyto tu czasownika splanchnidzomai, który wyraża poruszenie dotykające całego człowieka, aż do jego głębi: serce i dusze, natychmiast. I to Jezus go dotyka, łamiąc wszelkie bariery, strach czy izolacje. To Jezus przywraca go do życia i pozwala mu na dostęp do Boga. Czyni to z miłości. Jak inaczej nazwać takie zachowanie. Gdy mamy dotknąć kogoś trędowatego, a nawet tylko spoconego czy brudnego, czy bezdomnego, często budzi to w człowieku wstręt, a nie miłość. Jezus kochał takich ludzi, a my, chrześcijanie często odwracamy wzrok. A każdy człowiek chce być kochanym i to czuć. I Jezus to dzisiaj pokazuje, że każdy z nas jest chciany i kochany przez Boga, że dla Boga nie jesteśmy piątym kołem u wozu. To daje nam wiara, przystęp do Boga. Każdy, kto ma wiarę, może bez lęku zbliżyć się do Jezusa i prosić, o co tylko chce. Prosić zwłaszcza o to, bez czego nie da się żyć – o nadzieję i odczuwanie Jego miłości. A, jak mówi Ewangelia: „natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony” (Mk 1,42) Panie, dziękuje Ci za to, że mnie kochasz i chcesz! Za to, że wyciągasz do mnie rękę i mnie dotykasz, pomimo trądu mojego życia! Za to, że cuda czynisz na moich oczach!

Jeszcze o drugim czytaniu. Paweł mówi dzisiaj: „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10,31). Paweł przypomina, że żyjemy po to, aby przynosić chwałę Bogu, a nie sobie. Nawet w takich prowizorycznych sprawach, jak jedzenie czy picie. Nie jest przypadkiem, że w piątek jemy rybę. W grece ryba to ichtys, co oznacza: Iesous (Jezus), Christos (Chrystus), Theou (Boga), (h)Yios (Syn), Soter (Zbawiciel). Tak więc jedząc nawet rybę w piątek chwalimy Jezusa. Chodzi tu także o bardziej świadome życie, świadome czynienie chwały Boga. A jak to można robić? Paweł sam nam podpowiada. Pierwsze to: „nie bądźcie zgorszeniem” (1 Kor 10,32) oraz „nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni” (1 Kor 10,33). Nie będąc zgorszeniem dla innych oraz troszcząc się o to, aby nawzajem prowadzić siebie do zbawienia. Jak to czynić? Paweł mówi: „bądźcie naśladowcami Chrystusa” (1 Kor 11,1). A Jezus „dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc”. Być blisko Boga tzn. „każdy, kto trwa w Nim, nie grzeszy (…) kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim” (1 J 3,6a.24a). Panie, prosimy Cię o to, aby w nas coraz mocniej wpisywała się świadomość życia na Twoją chwałę. Aby w nas była chęć życia blisko Ciebie, odrzucania grzechu a życia zgodnie z Twoimi przykazaniami. A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj do Ciebie?

Niech Pan błogosławi na ten (nie)zwykły czas!! +