Pismo Święte

Pismo Święte

sobota, 21 marca 2015

5 niedziela Wielkiego Postu: życiodajna śmierć?

Liturgia Słowa 5 niedzieli Wielkiego Postu:

Jr 31,31-34 Ps 51 Hbr 5,7-9 J 12,20-33

            W Wielki Poście szczególnie zwracamy naszą uwagę na krzyż i dzieło zbawienia, jakiego na nim dokonał Jezus Chrystus. Ale w V niedzielę Wielkiego Postu zasłaniamy krzyże. Zwyczaj ten jest znany od średniowiecza, trochę zmieniany. Początkiem Wielkiego Postu zasłaniano ołtarze, czasami obrazy i krzyże. Uznawano wtedy prawdę o swojej grzeszności i podejmowano wysiłki pokutne, prowadzące do nawrócenia. Dziś zasłona to symbol żalu i pokuty, jakim grzesznik poddać się powinien, aby mu wolno było znowu podnieść oczy na poniżenie Chrystusa, zakrywające chwałę Jego Bóstwa i czyniące Go Żydom zgorszeniem a poganom głupstwem, aby w zmartwychwstaniu, na kształt zasłony przedarte, objawiły ukrytą za nimi jasność i moc Boga Wcielonego

Wsłuchując się dzisiaj w Słowo Boga zaczynamy od Jego mocnego zaakcentowania: „zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze” (Jr 31,31b). Bóg pomimo grzechów człowieka, pomimo rozlicznych zdrad, dalej chce wchodzić z człowiekiem w przymierze. Jest niczym kobieta, która pomimo zdrad męża, jego hulackiego życia, wybacza mu, bo go porostu kocha. I Bóg tak wybacza człowiekowi. Zawarł z nami nowe przymierze w Jezusie, a z każdym z nas indywidualnie w Chrzcie. Przymierze to jednak nie było obdarciem nas ze wszystkiego, ale Bóg dał nam i prawo i podarunek. Najpierw prawo: „Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu” (Jr 31,33b). Skoro ktoś z kimś zawiera umowę to całkiem naturalne, że umowa ma jakieś zasady. Bóg nam je dał nie na kartce papieru, bo to łatwo podrzeć lub zgubić. Ale dał nam je w sercu, bo serce zawsze mamy przy sobie. W sercu, które jest „świątynią Ducha Świętego” (1 Kor 6,19), tj. sumienie. Wypisane jest w nim prawo naturalne. W sercu człowiek wie, co jest dobre, a co złe, jeśli jest właściwe ustawione. A właściwie jest ustawione, jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu! Podarunek Boga to: „Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem” (Jr 31,33c). Bóg, ten sam Bóg, który niegdyś wybawił Izraela z rąk Egipcjan, przeprowadził ich przez Morze Czerwone, ten sam który odparł nieprzyjaciół i zamieszkał w Świątyni Jerozolimskiej. Ten sam, potężny Bóg, ukazuje, że jest ich Bogiem, ich Obrońcą, ich Opiekunem, że jest ich, a oni są Jego! Bóg mówi to dzisiaj każdemu z nas.

Jak to w praktyce działa pokazał nam Jezus, a przypomina to List do Hebrajczyków. Czytamy: „został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (Hbr 5,7b-8). Skoro taki Bóg jest, to On nie dopuści by stało mi się coś złego. A jeżeli coś mi się przytrafia, tzn. że On wie, że coś mi to wszystko w czymś pomoże. Jezusa posłuszeństwo i cierpienie „udoskonalają”. A skoro Jezus okazał się wierny właśnie przez nie, to my Jego uczniowie, możemy tak samo. To jest nasz drogowskaz. I my będąc wytrwali, posłuszni i ukierunkowani na Boga stajemy się Jemu wierni. A meta jest taka sama: „zbawienie wieczne dla wszystkich, którzy Go słuchają” (Hbr 5,9). W czym to jest trudne? Gdy coś nam nie wychodzi, gdy coś się wali: praca, bo jest zwolnienie lub zmiana; relacje – bo ktoś odchodzi lub relacje stygną; zdrowie, gdy coś leci i są problemy; gdy coś nas dręczy w sumieniu czy myślach; na modlitwie, gdy nie jest już tak ładnie i gładko, ale trudno i ciężko itd. To Bóg chce, by trwać z Nim, by być z Nim. Nie trzeba wiele mówić, On przecież wie. Czasami trzeba postąpić tak, jak w przyjaźni. Wystarczy posiedzieć w ciszy. Bo cisza czasami więcej znaczy niż słowo. Cisza czasami pozwala nam więcej zrozumieć… A obecność przy Nim, pomimo trudów, pomimo zmęczenia, pomimo zniechęcenia, pomimo bólu, to jest jednak obecność przy Nim, mimo, że czasami w ciszy. To jest kojące, niczym obecność matki przy chorym dziecku, męża przy żonie, przyjaciela przy przyjacielu… Panie, daj mi wiernie trwać przy Tobie!

Czytając Ewangelię, warto zauważyć, że jesteśmy po wydarzeniach z Betanii: wskrzeszeniu Łazarza i uczcie, gdy namaszczono Jezusowi nogi (wtedy zapadła decyzja, że Jezus musi umrzeć) oraz Jego wjeździe do Jerozolimy, gdzie Jezus wjeżdża przy okrzykach tłumu, mając świadomość zbliżającej się śmierci. To jest już ostatni czas Jego publicznej działalności. Wtedy: „Grecy przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa” (J 12,21), więc Filip wraz z Andrzejem poszli do Jezusa. Owi Grecy to albo prozelici, czyli wyznawcy nawróceni na judaizm, albo sympatycy judaizmu. A przyszli do Filipa i Andrzeja, Apostołów noszących greckie imiona, bo chcieli mieć plecy, wtyki. Rola tych Apostołów też jest wielka. Bo uczeń Jezusa ma przyprowadzać do Jezusa innych. Nie ma innej opcji.  Grecy są dzisiaj symbolem świata pogańskiego, który także chce przystąpić do Jezusa. Ludzie zawsze chcieli mieć wtyki, chcieli mieć łatwiej. Grecy poszli po tej samej linii. To naturalne pragnienie, choć często nieuczciwe. My jesteśmy jednak w lepszej sytuacji od Greków. Nie potrzebujemy pośredników do spotkania z Jezusem. On na nas zawsze w Kościele czeka, w Sakramentach, w Słowie! Użyto tu czasownika horao – zobaczyć, uwierzyć. Dziś oni przychodzą do Jezusa po wiarę. Dziś oni chcą osobistej relacji z Jezusem. Takie pragnienie jest godne pozazdroszczenia. Pragnienie żywej relacji z Jezusem… Zapewne ci Grecy nie znali dobrze zapowiedzi i obietnic mesjańskich, ale zmysłem wiary wyczuli, że to co oferuje Jezus, to nie jest zmyślna opowiastka i tania bajeczka. Ci Grecy mogą nas dzisiaj swoim pragnieniem zawstydzić…

Idąc dalej widzimy tajemniczą odpowiedź Jezusa. Czytamy: „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię” (J 12,27-28a). Jezus wie doskonale co Go czeka i nie ucieka przed tym. Wręcz przeciwnie, zupełnie pokornie, z pełnym zaufaniem oddaje się Ojcu. Wiara, nawet najmocniejsza, nie zapobiega uczuciu lęku. Sam Chrystus tego doświadczył i pokazuje, że lekarstwem jest tu wiara. Można udawać, że wszystko jest ok, że panuje się nad sytuacją. Ale czasami trzeba po prostu dać się poprowadzić. Jezus czekał na tę godzinę całą swoją ziemską misję. My nie wiemy kiedy nasza godzina nastąpi. Nie wiemy, ile czasu nam zostało, ani ile nasza godzina próby będzie czekać: dzień, miesiąc czy rok. Nie wiemy, jak silne będzie natężenie bólu w owej godzinie: biczowanie, cierniem ukoronowanie czy przybicie i śmierć na krzyżu. Ale patrząc na Jezusa widzimy to, co czeka nas po owej godzinie: „aby został uwielbiony Syn Człowieczy” (J 12,23). Metafora obumierania, jak ziarno ukazuje nam dzisiaj paradoks życiodajnej śmierci. Życie, które się nie oddaje, jest martwe, ale to życie, które daje się obficie, do wyniszczenia, owo życie daje plon. Egoizm nigdy nie jest płodny, to prawdziwa miłość nas rozwija. Życie chrześcijanina polega na świadomym przestawieniu się z tego, by mieć, na to, by kochać, by być dla innych. To zaś jest nierozerwalnie połączone z cierpieniem. Czy nas na to dzisiaj stać? A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Błogosławionej i utrudzonej niedzieli i czasu Wielkiego Postu! +

Jeśli chcesz, to przeczytaj komentarz sprzed 3 lat:

Brak komentarzy: