Pismo Święte

Pismo Święte

sobota, 25 stycznia 2014

3 niedziela zwykła - kto pokona Jezusa?!


Liturgia Słowa 3 Niedzieli zwykłej:

Iz 8,23b-9,3 Ps 27 1 Kor 1,10-13.17 Mt 4,12-23

           

W Kościele, jak co roku między 18 a 25 stycznia, obchodziliśmy Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Hasłem tygodnia był cytat z 1 Listu do Koryntian, który jest obecny także w Niedzielnej Liturgii Słowa: Czyż Chrystus jest podzielony? (1 Kor 1,1-17). Módlmy się o jedność wszystkich chrześcijan!

Można szczerze pomyśleć, czytając wszystkie czytania, ze ta III Niedziela zwykła jest naprawdę zwykła i nic nie wnosi w życie wiary, ale to tylko pozory. Izajasz w pierwszym czytaniu wskazuje: „W dawniejszych czasach upokorzył [Pan] krainę Zabulona i krainę Neftalego, za to w przyszłości chwałą okryje drogę do morza, wiodącą przez Jordan, krainę pogańską” (Iz 8,23b). Pan czasami daje takie znaki, takie sytuacje, aby nas upokorzyć. Te krainy były kiedyś zamieszkiwane przez pobożnych Żydów, ale wraz z inwazją na Królestwo Izrael w 732 r. p.n.e. odczytywano to wydarzenie, jako upokorzenie. Zaczęła się deportacja ludności, synkretyzm religijny, ludzie zaczęli odchodzić od wiary. Może się to wydawać dziwne, albo wydawać, jakąś karą. Ale nie! Pokora, w którą czasami Pan wprowadza, to przeciwieństwo pychy, do której zdolni jesteśmy po grzechu pierworodnym. Pan chce nas chronić, aby krótko mówiąc, nie popsuć swojego życia i to nie tylko tego ziemskiego, ale i życia wiecznego. Izajasz dodaje: „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło” (Iz 9,1). Dla tych krain jest nadzieja, Mesjasz przyjdzie i poprowadzi wszystkich do Boga. Gdy ktoś jest zagubiony to jest mu ciężko się wydostać. Dlatego Izajasz i Psalmista podkreślają, ze to „Pan jest światłem i zbawieniem” (Ps 27).

Doświadczenie, ale nie pozorne, tylko prawdziwe doświadczenie Boga, rodzi radość. Nic dziwnego, że Izajasz dodaje za chwilę: „Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa, jak się weselą przy podziale łupu. Bo złamałeś jego ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemięzcy jak w dniu porażki Madianitów” (Iz 9,2-3). Naturalnym dla człowieka jest pozostanie w świetle, człowiek lubi światło, dobrze się w nim czuje. Dlatego światło Boże daje radość, olbrzymią radość. Ludzie cieszą się zawsze gdy plon jest dobry, albo gdy na wojnie zdobyli duży łup. Chrześcijan zaś cieszy, ze to Pan daje wolność, łamie pręty i więzy, które nas krępują. To proroctwo spełnia się w osobie Jezusa. W Ewangelii czytamy: „Gdy Jezus posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: Ziemia Zabulona i ziemia Neftalegou, Droga morska, Zajordanie, Galilea pogan! Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło” (Mt 4,12-16). Do krainy przychodzi światło – Jezus. Gdy On jest, wiadomo którędy iść. Mimo, że Jezus idzie do Galilei, która zaraz jest nazwana pogańską krainą. Przy Nim nie ma tak zakręconej sytuacji, z której nie da rady się wyplątać i ani żaden amerykański czy rosyjski naukowiec sobie z tym nie poradzi z czym sobie poradzi Jezus.

Nic dziwnego, że Psalmista retorycznie pyta: „kogo miałbym się lękać? przed kim miałbym czuć trwogę?” (Ps 27), skoro to „Pan światłem i zbawieniem moim, obrońcą mego życia” (Ps 27). W zasadzie te słowa powinny wystarczyć, uczciwie można by zakończyć i skupić się tylko na nich. Tu jest wszystko. Miłość Boża, Jego troska o człowieka, są one tak ogromne, że każdy przy Nim wymięka. Jezus pokazuje drogę w konkretny sposób, daje nam swoje słowo (tego doświadczyli dzisiaj Apostołowie), daje nam wspólnotę – te małą, naszą konkretną, parafialną, akademicką, w pracy, ale daje nam także wspólnotę Kościoła. Psalmista dodaje: „O jedno tylko proszę Pana, o to zabiegam: żebym mógł zawsze przebywać w Jego domu przez wszystkie dni życia, abym kosztował słodyczy Pana, stale się radował Jego świątynią” (Ps 27).  Nie chodzi o to, aby cały czas przesiadywać w Kościele, ale o to, aby Kościoł nosić w sercu. A to znaczy, żyć zgodnie z jego wskazaniami, dobrze o nim mówić. Nie można tego rozdzielać, nikt przecież kto jest np. w małżeństwie nie mówi źle o swojej żonie, albo mężu, inaczej świadczy to o jakiejś złej sytuacji, chorej, jakiejś patologii. Panie, dziękuje Ci, że przyszedłeś i dajesz nam światło, że pokazujesz drogę, którą należy kroczyć, dziękuje Ci, że nas bronisz i pomagasz nam wyjść z każdej sytuacji!

Dzisiaj w Ewangelii widzimy także scenę powołania Apostołów (zob. Mt 4,18-22). Apostołowie są przy swoich codziennych zajęciach, pracują przy sieciach, w łodzi, wraz z innymi ludźmi. Oni mogli się tego w ogóle nie spodziewać, że przyjdzie do nich Mesjasz, Zbawiciel. Często nam, wierzącym ciężko jest dostrzec Jezusa w naszej codzienności, np. studiach, szkole, pracy, odśnieżaniu. Ale i do tych prostych, codziennych zajęć przychodzi Jezus i w nich chce uczyć nas miłości, szacunku, chce czynić nasze życie pełniejszym, szczęśliwszym! Galilea, w której dzisiaj się znajdujemy, jest także symbolem takiej pogardzanej, wiejskiej prowincji, dziury. Apostołowie pewnie, jak wiele innych osób, chciało się wyrwać z Galilei, aby rozpocząć nowe, inne życie. I to Jezus przychodzi, aby im to dać, nowe życie!

To zaskakujące, że z takiej grupki, Mistrza i czterech ludzi, którzy w chwili powołania „natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim” (Mt 4,20.22) przechodzimy do wielkiej wspólnoty Kościoła w Liście do Koryntian. A widzimy już, że ta wspólnota nie jest idealna, znajdują się tam spory, różne, choć dzisiaj dotyczący jedności grupy. Paweł pisze: „Upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni, i by nie było wśród was rozłamów; byście byli jednego ducha i jednej myśli” (1 Kor 1,10). Przy tych słowach zawsze stawiam sobie pytanie, czy jestem człowiekiem sporu, rozłamów, jak Chloe, czy jedności, miłości? Paweł jest zaskakujący, gdyż dwa razy w tym małym tekście używa słowa brat (w. 10.11), łagodząc w ten sposób wyrzuty, wskazując, że zwraca im uwagę z miłością oraz na to, że w ich wspólnocie powinien obecny być duch miłości braterskiej. Paweł poprzez wyrażenie w imieniu mówi o całkowitej i bezwzględnej przynależności. W chrześcijaństwie oznacza to nawet więcej: chrześcijanin nie tylko całkowicie należy do Chrystusa, ale też w jakiś dziwny sposób identyfikuje się z Nim, dosłownie znajduje się w Nim. Paweł wskazuje także na argument dlaczego ta wspólnota jest jedna: „Myślę o tym, co każdy z was mówi: Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa. Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?” (1 Kor 1,12-13). Jedność to także świadomość i głęboka wiara, że należymy do Chrystusa, a nie do proboszcza, opiekuna grupy, biskupa. Owszem po ludzku podlegamy im, ale w wierze wszystkim nam przewodzi Chrystus (zob. Hbr 12,2)! Panie udzielaj nam łaski dostrzegania Ciebie w codzienności, abyśmy byli wyczuleni na Twoją obecność, a naszym wspólnotom, całej wspólnocie Kościoła udzielaj daru jedności! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?


Dobrego czasu, wzrastajcie w Panu!

sobota, 18 stycznia 2014

2 niedziela zwykła - o przyjaźni… czyżby gender?



Liturgia Słowa 2 Niedzieli zwykłej:

Iz 61,1-3a Ps Rz 12,3-13 J 15,9-17

           

Dzisiaj w Kościele rzeszowskim obchodzimy Uroczystość św. Józefa Sebastiana Pelczara, głównego patrona diecezji. Dlatego też w Liturgii Słowa są inne czytania niż na II niedziele Okresu Zwykłego. Św. Józef Sebastian (1842-1924), był biskupem przemyskim w latach 1900-1924, profesorem a przede wszystkim prawdziwym uczniem Chrystusa. Jako święty przypomina mi dzisiaj o moim powołaniu do świętości, które powinienem realizować każdego dnia w swojej codzienności; o naśladowaniu Chrystusa, zainspirowaniu się Nim, o ciągle żywym kochaniu Go oraz o tym, że święci to ludzie zwyczajni, żyjący obok, ale żyjący każdego dnia wiarą, Bogiem. Św. Józefie Sebastianie, wspomagaj nas w kroczeniu drogą wiary, wspieraj nas w osiąganiu i dorastaniu do świętości!

Kościół daje nam dzisiaj bardzo piękne słowo, daje nam całościowy (choć zapewne niewyczerpany) obraz chrześcijaństwa. Bardzo lubię czytać Ewangelię św. Jana, umiłowanego ucznia, tego, który leżał na sercu Jezusa, czuł jak ono bije, tego, który wytrwał nawet pod krzyżem. Choć sama Ewangelia jest trudna, to jest bardzo piękna i głęboka. Tak samo jest i dzisiaj. Św. Jan przypomina: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem” (J 15,9), że każdy z nas jest umiłowany przez Jezusa i przez Ojca. I to jest fakt niezaprzeczalny. Bóg kocha Ciebie i mnie! A to znaczy, że jesteśmy powołani do okazywania sobie miłości nawzajem! Ale Jezus zachęca dalej: „wytrwajcie w miłości mojej!” (J 15,9). Ale jak? „Jeśli będziecie zachowywać Moje przykazania, będziecie trwać w miłości Mojej” (J 15,10). Przykazania?! Przykazania, które są bardzo trudne i wymagające, często sprzeczne z naszym życiem, tak zapewne myśli wielu katolików i się smucą. Tak, bo przykazania to proste zasady życia. Nikt rozsądny nie pyta po co zachowywać przepisy ruchu drogowego, przepisy budowlane czy przepisy kulinarne. Wszyscy wiedzą, ze służą one człowiekowi, jego rozwojowi, jego zdrowiu. Ale przykazania Kościelne to dopiero uciemiężenie. Tak, może być uciemiężeniem, ale jeżeli człowiek widzi siebie, jako cierpiętnika, ofiarę, niewolnika. Dla takich na pewno to jest utrapienie i ucisk. Ale Jezus daje dzisiaj co innego, przykazania pomagają wytrwać w Jego miłości.

Jezus daje drugi dar: „radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15,11). Miłość i radość, to cechy chrześcijan, których zapewne w dużej mierze nam dziś brakuje. Często jeżdżę autobusem i widzę wielu ludzi (zapewne katolików) zmęczonych pracą, zdołowanych różnymi problemami. Każdy ma problemy, życie niestety składa się także z nich. I w autobusie, czasami będąc w koloratce czasami na przysłowiowego cywila,  lubię się uśmiechać. Wielu odwzajemnia uśmiech,  bo wszystkim tego brakuje, a daje wiele pozytywnej energii. Czasami też, bo mam profil na facebooku, zdarza się, ze przypadkowo do kogoś wyślę wiadomość: uśmiechnij się! I wielokrotnie zdarzyło mi się otrzymać wiadomość typu: dziękuje! Odwzajemniam! Dziękuje za pamięć! O tym pisze także św. Paweł w Liście do Rzymian: „W miłości braterskiej nawzajem bądźcie życzliwi! (…) Bądźcie płomiennego ducha! (…) Weselcie się nadzieją!” (Rz 12,10a.11b.12a). U Pawła ta radość, wzajemna życzliwość, pozytywna energia aż kipi! To wezwanie do wzajemnego budowania siebie, wspierania, pomocy, a nie do zwalczania siebie, dyskusji, rozbijania. Ponury chrześcijanin, to sprzeczność w sobie, to podróbka!

Skąd ta radość ma wypływać? „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13-15). To prawda, że Chrześcijanin jest grzesznikiem, ale jest on odkupionym grzesznikiem, w tym leży jego radość. Czy można być nieszczęśliwym jeśli ktoś żyje z Jezusem? Ale to nie wszystko, Jezus mówi dalej: „wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.” (J 15,13-15) Bardzo lubię te słowa, bo one ukazują mi, że Jezus mówi, że jestem dla Niego przyjacielem. W Cesarstwie Rzymskim było tak, że przyjaciele cesarza to byli ludzie ważniejsi niż ministrowie czy generałowie wojskowi. Oni mogli wchodzić co sypialni cesarza bez pozwolenia, byli więc bardzo blisko. Nie wiem, czy św. Jan o tym wiedział, ale to wskazuje na bardzo wielką zażyłość z Jezusem. Mam przyjaciół, ale myślę, że przyjaźń z Nim będzie o wiele głębsza, intensywniejsza. On chce być naprawdę bliskim przyjacielem, takim, do którego zawsze można podejść, pogadać, wyżalić się. Ta radość jest tak wielka, bo jest prawdziwa, Boża. Panie, dziękuje Ci, ze chcesz się ze mną przyjaźnić, że jestem dla Ciebie taki wyjątkowy, że dajesz mi tak wiele radości i miłości!

Jeszcze myśl związana z listem św. Pawła do Rzymian. To bardzo piękny fragment, dający wiele odnośnie naszych wspólnot parafialnych, naszej wspólnoty Kościoła. Św. Paweł w swoich podróżach misyjnych widziała naprawdę wiele, więc musi mieć coś ciekawego do przekazania. „Niech nikt nie ma o sobie wyższego mniemania, niż należy, lecz niech sądzi o sobie trzeźwo - według miary, jaką Bóg każdemu w wierze wyznaczył” (Rz 12,3). Paweł wie, że aby do czegoś dążyć trzeba siebie poznawać. Nic nie można zrobić ponad to, co można. Tutaj chodzi o uczciwe rozpoznanie swoich możliwości, bez fałszywej skromności czy zarozumialstwa, to podstawowy warunek właściwego życia. Mi ostatnio towarzyszą te słowa dość mocno! Wtedy się wie, co można zrobić, co nie, co jest mocną a co słabą stroną, wie nad czym pracować. Paweł pisze o różnych charyzmatach (zob. Rz 12,6-8), darach od Boga, na które nie jesteśmy w stanie zapracować. Są one bardzo osobiste i indywidualne i choć często ich nie dostrzegamy, to każdy je ma: gotowanie, uśmiech, radość dawana innym, umiejętność wysłuchania, wprowadzanie pokoju itp. I te dary muszą służyć wspólnocie, dlatego trzeba je rozwijać i wykorzystywać. A do tego, trzeba pracy nad sobą, trzeba się poznać.

Paweł pisze też bardzo mocno: „Miłość niech będzie bez obłudy! Miejcie wstręt do złego, podążajcie za dobrem!” (Rz 12,9). Miłość musi być szczera, bez samolubności i egoizmu. Często jednak miłością nazywamy to, co sprawia nam radość, daje nam pożytek. Ale miłość to wyjście do innych, to ofiarowanie siebie… Dlatego trzeba nienawidzić zła! Dziś chyba jednak wielu ludziom pomyliły się słowa Pawła, kochają zło a nienawidzą dobro. Popatrzmy na aborcje (chociażby ostatnie w szpitalu Profamila w Rzeszowie); na stosunki między ludzkie, czasami z sąsiadami, kolegami z pracy, uczelni. Czasami chyba pasją staje się zło, a nie dobro… Panie dodawaj sił, abyśmy każdego dnia wybierali Ciebie, jedyne Dobro człowieka! Dodawaj sił, abyśmy poznawali siebie, a przez to zbliżali się do Ciebie! Dodawaj sił, aby prawdziwie kochać innych ludzi! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?
 



Dobrego czasu, wzrastajcie w Panu!

sobota, 11 stycznia 2014

Niedziela Chrztu Pańskiego - zanurz się w Bogu, bez oddechu?!



Liturgia Słowa Niedzieli Chrztu Pańskiego:

Iz 42,1-4.6-7 Ps 29 Dz 10,34-38 Mt 3,13-17

           

Dzisiaj w Kościele przeżywamy Uroczystość Chrztu Pańskiego. To ważny dzień, bo każdy z nas może wspomnieć swój moment chrztu, tzn. jego datę, szafarza, rodziców, rodziców chrzestnych. To chwila na dziękczynienie za to, że jestem chrześcijaninem, że mogę stawać się bardziej Chrystusowy. W Chrzcie otrzymaliśmy imię, każdy swoje, wyjątkowe. To nie tylko imię urzędowe, ale imię wiary, za która każdy z nas jest osobiście odpowiedzialny. Co z tą wiarą każdy z nas zrobił? Jak ją strzeże, rozwija?

Dzisiejsza liturgia Słowa kieruje do każdego z nas piękne przesłanie. Dzisiaj zacznę swoje rozważanie od nieco innej strony, od Ewangelii. Widzimy w niej zaskakującą scenę. Do Jana Chrzciciela, największego proroka Starego Testamentu (zob. Mt 11,11-15) przychodzi Jezus, Mesjasz, przychodzi po chrzest nawrócenia. Scena jest o tyle piękna, gdyż Żydzi uważali, że chrzest nawrócenia i odrzucenia grzechów, który głosił Jan był im niepotrzebny, a przeznaczony tylko dla prozelitów, tzn. pogan, którzy przyjmowali wiarę żydowską. Ten chrzest jest inny, niż chrzest chrześcijan, ale tłum, który przyszedł aby przyjąć chrzest (zob. Łk 3,15.21), pokazuje wyjątkową rzecz – Żydzi, synowie obietnicy Abrahamowej stoją w kolejce uznając siebie za grzeszników. To niesamowite! Żydzi, którzy w tamtych czasach mieli problem z wiarą, z jej tożsamością uświadomili sobie, że potrzebują zbliżyć się do Boga. Do tego prowadził chrzest Jana – uświadomić sobie swój grzech i potrzebę nawrócenia. W tym chrzcie trzeba się zatopić, a nie tylko dać zanurzyć! Nigdzie w Piśmie Świętym nie znajdziemy czegoś takiego, tak wielkiego ruchu nawrócenia, pokuty, szukania Boga. To ważne wydarzenie dla każdego. Można być klerykiem, księdzem, zakonnicą, w Oazie czy KSMie, można stać z przodu Kościoła czy pod chórem, ale każdy tak samo potrzebuje bliskości Boga, potrzebuje uznania siebie za grzesznika. Bo każdego z nas grzech dotyka…

W takim momencie przychodzi Jezus, obiecany Mesjasz. Nic dziwnego, że Jan widząc Go pyta: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?” (Mt 3,14). By jednak wyzwolić się z grzechu, mamy chrzest, który już przyjęliśmy, mamy sakrament pokuty i pojednania, mamy łaskę Bożą. O tym chrzcie mówił Jan… Ale Jezus nie przekonuje go, mówi tajemniczo: „Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe” (Mt 3,15). Jezus przyszedł, stojąc obok grzeszników, mimo, że sam był bez grzechu (zob. Hbr 4,15), aby pokazać nam jak przejść ziemską drogę, aby dojść do nieba, jak wypełnić Prawo Synaju i okazać się sprawiedliwym w oczach Boga, by pokazać, że stoi obok człowieka uznającego swój grzech i szukającego Boga. Jezu, dziękuje Ci, ze stoisz obok, że wspierasz nas na drodze ku Ojcu, że pokazujesz nam jak kroczyć tą drogą!

Ale to jeszcze nie wszystko. Mateusz zapisuje jeszcze jedno, piękne zdanie: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” (Mt 3,17).  Te słowa są połączeniem słów z pierwszego czytania: „w którym mam upodobanie” (Iz 42,1) oraz: „Ten jest Syn mój umiłowany” (Ps 2,7), który jest psalmem mesjańskim. To niezwykłe połączenie ukazuje także fakt, że drogą Mesjasza jest cierpienie przedstawiane przez Izajasza w czterech pieśniach (Iz 42,1-9; Iz 49,1-7; Iz 50,4-9; Iz 52,13-53,12). Te słowa i słowa z pierwszego czytania: „Ja, Pan, powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem” (Iz 42,6) były w sposób szczególny kierowane do każdego z nas w chwili chrztu, ale i są także kierowane każdego z nas codziennie. Bóg do każdego z nas mówi: Ciebie umiłowałem, Ciebie kocham, jesteś dla mnie wyjątkową córką, wyjątkowym synem! Świadomość, że jest się kochanym każdego dnia przez Boga naprawdę w wielu sytuacjach pomaga. Była na pewno ważna dla Jezusa, gdy rozpoczynał swoja działalność, ale jest ważna i dla nas. Dlatego Piotr mógł powiedzieć: „Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10,38b). A zadania jakie stoją przed nami są konkretne!

Izajasz rozsiewa przed nami piękną wizje: „On przyniesie narodom Prawo (…)Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku (…) ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów, abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś z zamknięcia wypuścił jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności” (Iz 42,1.3.6-7). Przynieść Prawo, tzn. żyć zgodnie z wymogami wiary, a nie wybiórczo; nie zgasić ani nie złamać tzn. być dla innych zawsze człowiekiem pomocnym, umiejącym wyciągnąć rękę, nie dobijać nikogo; światło – umieć wskazać drogę, którędy wyjść. To są trudne zadania. Jak je zrealizować? Podpowiada Piotr: „Bóg namaścił Go Duchem Świętym i mocą (…) i Bóg był z Nim” (Dz 10,37.38). Trzeba samemu być blisko Boga, bo żaden ślepy nie poprowadzi ślepego i jeżeli człowiek czegoś sam nie ma, nie podzieli się tym z innymi. Panie, dodawaj sił, abym każdego dnia walczył o wiarę w Ciebie, abym nie odpuszczał, posyłaj mi ludzi, którzy będą wskazywać mi drogę, którzy będą ode mnie wymagać! A co Słowo, Pan Bóg mówi dzisiaj Tobie?

Dużo mocy i siły, aby każdego dnia żyć Bogiem i z Bogiem!